
Disney nałgał w tym Aladynie. Dżiny wcale nie są niebieskie, nie są też wesołe i sympatyczne. Owszem, czasami dają człowiekowi trzy życzenia, ale mają w tym swój cel. Jeśli je usłyszą i zrealizują, uwolnią armię dżinów i przejmą władzę nad światem. Problem w tym, że dżiny są tak paskudne, że nie potrafią się powstrzymać przed czynieniem zła. I w związku z tym życzenia realizują w sposób niekoniecznie zgodny z intencjami życzącego…
We Władcy życzeń, klasycznym horrorze z drugiej połowy lat 90., amerykański przedsiębiorca (Robert Englund) ściąga do Stanów Zjednoczonych zabytkową kamienną figurę perskiego boga Ormuzda. Nieostrożny pracownik rozbija ją podczas rozładunku, uwalniając z jej wnętrza olbrzymi opal. Trafia on do Alex (Tammy Lauren), która uwalnia z niego dżina (świetny Andrew Divoff). Ten rusza na miasto, spełniając życzenia przypadkowo napotkanych ludzi i przy okazji ich mordując.
Bo Władca życzeń to popis specjalistów od oldschoolowych efektów specjalnych. Komputerów (kiepskich!) tu stosunkowo niewiele, częściej do głosu dochodzą charakteryzatorzy i animatronicy. To oni odpowiadają za upiornego dżina oraz wygląd jego kolejnych ofiar. Oni też przelewają krew i dbają o to, by rozpadające się i okaleczane ciała wyglądały odpowiednio makabrycznie. W swojej kategorii to naprawdę ciekawa pozycja, która zadowoli miłośników gatunku.
Film ma inne mocne punkty – choćby niesamowity głos i teksty dżina oraz jego przewrotne sposoby interpretacji życzeń. A jednocześnie nieco się postarzał. Kompletnie nie straszy, a niekiedy wręcz śmieszy kolejnymi pomysłami scenarzystów. Purystów rozczarowuje niedociągnięciami charakteryzacji i nie zawsze wiarygodną animatroniką. Także pozbawionym błysku montażem, chaosem fabularnym, banalnymi kadrami, tłumaczeniem motywacji przez głównego bohatera. Wiele scen – choćby ta w porcie – jest tu na poziomie telenowel Telewizji Polskiej!
Rozumiem powody, dla których najbardziej zagorzali miłośnicy horrorów – zwłaszcza kręconych w latach 80. i 90. – darzą tę produkcję sympatią. Nie ma ona jednak nic do zaoferowania osobom, które po tego typu filmu sięgają od wielkiego dzwonu. Niby Władca życzeń to klasyk, ale wyłącznie dla koneserów gatunku. To samo tyczy się kolejnych części…
Zobacz, jeśli:
– Lubisz tandetne horrory z lat 80. i 90.
– Nie chcesz się bać, raczej dobrze bawić
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz chaotycznych scenariuszy
– Nie cierpisz, kiedy widać sztuczność niektórych scen
Michał Zacharzewski
Władca życzeń, Wishmaster, 1997, reż. Robert Kurtzman, wyst. Tammy Lauren, Andrew Divoff, Robert Englund, Chris Lemmon, Tony Crane, Jenny O’Hara, Ricco Ross, Ted Raimi, John Byner, Tony Todd, Richard Assad, Betty McGuire, Wendy Benson-Landes, Angus Scrimm, Gretchen Palmer, Joseph Pilato, Verne Troyer, Reggie Bannister, Kane Hodder
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
3 uwagi do wpisu “Władca życzeń”