Większości miłośników planszówek marki Trivial Pursuit nie trzeba przedstawiać. Ta produkcja firmy Hasbro jest niemal tak popularna jak Monopoly czy Jenga. Ma tę przewagę, że w czasie zabawy przekazuje mnóstwo mniej lub bardziej przydatnych informacji, ciekawostek, faktów, dat i danych z kilku różnych dziedzin wiedzy. Co prawda człowiek zostaje z nimi jak Himilsbach z angielskim, ale osobiście jestem zdania, że wiedzy nigdy za wiele.
Gracze błąkają się po planszy przypominającej koło sterowe i starają się zgromadzić niewielkie kawałki „ciasteczka”. Do zwycięstwa potrzebują ich sześć, każde w innym kolorze. Aby zdobyć je, muszą stanąć na polu o danej barwie i odpowiedzieć na związane z nim pytanie wywodzące się z jednej z sześciu kategorii: geografia, rozrywka, historia, sport i rekreacja, sztuka i literatura oraz nauka i przyroda. Odpowiedzą poprawnie – dostają kawałek „ciasteczka” we właściwym kolorze. Nie odpowiedzą poprawnie, muszą starać się dalej.
Pytań jest dużo. Do Trivial Pursuit: Edycja rodzinna dołączono 400 kart (200 żółtych kart dla dzieci, 200 niebieskich kart dla dorosłych), a każda z nich zawiera sześć pytań wraz z odpowiedziami. Gracz po zatrzymaniu się na jednym z pól ciągnie kartę, czyta na głos pytanie i udziela na nie odpowiedzi, po czym sprawdza, czy się nie pomylił. Podział kart na dziecięce i dorosłe z pewnością pomaga we wspólnej zabawie i ułatwia dopasowanie poziomu trudności gry do wieku uczestników.
Ktoś powie, że 2400 pytań to mało i po kilku partiach zaczną się powtarzać. Nie do końca. W rzeczywistości w czasie jednej rozgrywki pada kilkadziesiąt pytań, więc pula wystarcza na znacznie więcej rozgrywek. W dodatku niektóre z nich szybko się zapomina. Wystarczy więc odłożyć Trivial Pursuit: Edycja rodzinna do szafy na kilka miesięcy, by później odkryć ją na nowo. A warto, bo gra jest naprawdę udana.
Joel
Trivial Pursuit: Edycja rodzinna, Hasbro
Polub nas na Facebooku i Twitterze.