Dzienniki czasu wojny – Zofia Nałkowska

Dla mnie to kolejne cenne spojrzenie. Drugą wojnę światową znam z przede wszystkim z filmów i książek wojennych, a także literatury obozowej. Z cywilnym spojrzeniem na ówczesną codzienność rzadko się spotykam. Jeśli już, to są to opowieści o ukrywaniu Żydów. W Dziennikach czasu wojny znalazłem tymczasem szarą codzienność. Często bardzo intymną i prywatną, ale pokazującą życie w okupowanej Warszawie.

Nałkowska w dniu wybuchu drugiej wojny światowej miała już ponad pięćdziesiąt lat. Była uznaną pisarką, autorką głośnej Granicy. A także osobą, które regularnie (choć nie codziennie) prowadziła swoje dzienniki. Zapisywała w nich to, co się działo w jej życiu, swoje przemyślenia, spotkania z bliskimi, obserwacje. Ot, taki ambitniejszy Facebook, bo przecież bez kotków, obiadków i śmiesznych filmików.

W dniu wybuchu wojny mieszkała w Warszawie, na Mokotowie. Po kilku dniach, w czasie których jeszcze wierzyła, że niemiecką nawałnicę da się powstrzymać, podjęła decyzje o wyjeździe. Pociąg daleko nie zajechał, trzeba było uciekać przed bombowcami i dalej iść piechotą. A ponieważ wszyscy tak robili, w mijanych po drodze wioskach brakowało żywności i dachów nad głową. Często było trzeba spać byle gdzie.

Oczywiście Nałkowskiej nie udało się nigdzie uciec, ba, podczas wędrówki rozstała się też ze swoim młodszym o 23 lata asystentem i kochankiem, Bogusławem  Kuczyńskim, który obrał kurs na Rumunię. Ona sama – w obliczu zagrożenia ze wschodu – wróciła do Warszawy. A tam nic właściwie nie było: brakowało jedzenia, opału (szykowała się mroźna zima), a z pisania nie dało się już żyć. Nałkowska musiała więc otworzyć sklep z papierosami i całymi dniami ciężko harować razem z niedołężną matką i siostrą.

W Dziennikach czasu wojny samej wojny jest mało. Więcej jest biedy, codziennej walki z rzeczywistością, głodu, zimna, chorób, informacji o tym, że ten znajomy umarł, a tamtego rozstrzelali. W dodatku autorka – w obawie, że jej notatki wpadną w ręce wroga – o wielu rzeczach nie może pisać. Nie ma tu więc polskiego podziemia, zamachu na Kuczerę, przygotowań do powstania. Raczej naprawdę mroźne zimy, zapchane tramwaje i interesanci. I podwarszawskie sioło, w którym chętnie wypoczywała.

Początkowy okresy, w którym dominuje nieco podświadoma tęsknota za Bogusławem, szybko ustępuje miejsca próbie zatrzymania uciekającego czasu, poradzenia sobie z biedą. Z czasem dochodzi do tego choroba i śmierć ukochanej matki. Nie jest to może ten obraz wojny, który chcieliby zobaczyć miłośnicy historii czy militariów, ale i tak wydał mi się ciekawy. Dał nową perspektywę.

Joel

Dzienniki czasu wojny, Zofia Nałkowska

Polub nas na Facebooku!

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.