Gdyby ulica Beale umiała mówić

Ubiegły rok przejdzie do historii kina jako ten, w którym zaskakująco dużo filmów opowiadało o niesprawiedliwościach, jakich czarni mieszkańcy Ameryki zaznali od białych. O ile Green Book czy Blackkklansman starały się różnicować odcienie, dodając niesamowitym niekiedy historiom wiarygodności, to Gdyby ulica Beale umiała mówić już w to się nie bawi. Biali są źli lub nieudolni. Czasami dziwaczni. Częściej po prostu obrzydliwi.

Gdzieś na początku lat siedemdziesiątych w nowojorskim Harlemie żyje sobie para kochanków. Tish i Fonny znają się praktycznie rzecz biorąc od dziecka. Zawsze trzymali się razem i rozumieli bez słów. Dorastając, odkryli łączące ich uczucie. Teraz planują zamieszkać razem, choć mało kto chce wynająć mieszkanie czarnoskórej parze. Kiedy w końcu udaje im się znaleźć magazyn, który obrotny Żyd zamierza przerobić na lofty, wydają się być w siódmym niebie. Cukier aż kapie więc z ekranu, a co mniej uduchowieni widzowie dostają mdłości. Nieoczekiwanie Fonny zostaje aresztowany za gwałt, którego nie popełnił.

Film bawiąc się chronologią wydarzeń pokazuje, jak niewiele wystarczyło, by oskarżyć człowieka o poważne przestępstwo. Fonny’ego z niejasnych (przynajmniej na początku) powodów wskazuje biały policjant. Mężczyzna teoretycznie ma alibi, gdyż spędził wieczór ze swoją dziewczyną oraz czarnoskórym kolegą, który kilka miesięcy wcześniej wyszedł z więzienia. Niestety, oboje dla sądu są niewiarygodni. Zresztą zgwałcona kobieta podczas okazania wskazała właśnie Fonny’ego. A to, że potem wyjechała do Puerto Rico i słuch o niej zaginął, niewiele w sumie zmienia…

W międzyczasie Trish dowiaduje się, że jest w ciąży. To drugi ważny wątek filmu. Barry Jenkins (Moonlight) pokazuje reakcję jej rodziców, a także rodziców Fonny’ego. Scenami tymi otwiera film, całkiem sprawnie łącząc dramat z komedią. Potem uprawia już czystą martyrologię rasową, rozdając bohaterom znaczone karty i każąc czarnoskórym cierpieć nawet podczas scen miłośnych. Opowieści nie ratuje oscarowa rola Reginy King. Aktorka niezbyt często pojawia się na ekranie i choć prezentuje się bardzo dobrze, to unika fajerwerków. Z ekranu zbyt często wieje więc nudą.

Ja podczas seansu się wymęczyłem. Obejrzałem kolejny krzyk protestu przeciwko dawnej niesprawiedliwości rasowej, a także przesłodzony, mało wiarygodny romans z odrobiną dramatu. Z kina wyszedłem rozczarowany. Film mnie nie wzruszył. Po prostu w tę opowieść nie uwierzyłem.

Zobacz, jeśli:
– Wierzysz, że biały człowiek musi być diabłem
– Lubisz problematykę rasową w kinie

Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz przesłodzonych romansów
– Liczysz na fajerwerki aktorskie

Michał Zacharzewski

Gdyby ulica Beale umiała mówić, If Beale Street Could Talk, 2018, reż. Barry Jenkins, wyst. KiKi Layne, Stephan James, Regina King, Colman Domingo, Teyonbah Parris

Ocena: 5/10

Polub nas na Facebooku!

3 uwagi do wpisu “Gdyby ulica Beale umiała mówić

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.