The Green Inferno

Podobno kino Eli Rotha albo się kocha albo się nie kocha. Szczerze mówiąc, mnie bliżej do tej drugiej opcji. Jego kultowy Hostel mnie nie zachwycił, choć miał swoje atuty. Z kolei Kto tam? wydał mi się trywialną i naciąganą bajeczką niepotrzebnie balansującą na granicy thrillera i komedii. Ten sam problem mam z The Green Inferno. Doceniam hołd, jaki reżyser chciał złożyć słynnemu Cannibal Holocaust, ale kompletnie nie rozumiem kierunku, który obrał. I decyzji, które podjął podczas pracy.

Główną bohaterką filmu jest Justine (Lorenza IzzoKto tam?), studentka jednego z amerykańskich uniwersytetów i córeczka wpływowego pracownika ONZ. Pod oknem jej akademika grupka aktywistów dowodzona przez przystojnego Alejandro (Ariel Levy) pikietuje dniami i nocami, doprowadzając wszystkich do szewskiej pasji. Justine z niejasnych powodów przekonuje się jednak do nich i postanawia polecieć wraz z grupą do Amazonii, by chronić lasy deszczowe. Tatuś nie bardzo protestuje, choć zna ryzyko.

Przez grubo ponad pół godziny oglądamy nudnawe rozmowy Justine, jej przygotowania do podróży, wreszcie lot na miejsce i całkiem udany protest. Dzieje się niewiele, choć dżungla niewątpliwie wygląda przyjemnie dla oka. Ludożercy pojawiają się dopiero w połowie The Green Inferno. Chwytają członków ekspedycji, zamykają w klatce, a potem zjadają jednego z nich. Sceny jak z rzeźni – wyłupywanie oczu, odcinanie języka, odrąbywanie kończyn – nie budzą jednak większych emocji. Ot, typowa sztuczna masakra.

Sęk w tym, że mniej-więcej w połowie filmu The Green Inferno traci swój realistyczny klimat i zamienia się w tandetną komedię. Zwiastuje to już scena, w której pająk atakuje siusiaka jednego z członków ekspedycji. Potem jest jeszcze gorzej: chłopak trafia do pieca z jabłkiem w gębie, inny się onanizuje, by się w owej klatce odprężyć, dziewczynka dostaje rozwolnienia, potem zaś bohaterowie wciskają do gardła swojej martwej koleżanki marihuanę, tak by „ujarać” swoich oprawców. Nieśmieszny absurd goni nieśmieszny absurd.

Jeśli kogoś kręci gore, rozcinanie ludzi, szatkowanie ich i pieczenie, to pewnie The Green Inferno mu się spodoba. Mimo to uważam, że film – między innymi dzięki czarnemu humorowi – nie robi większego wrażenia. Wręcz irytuje brakiem klimatu zagrożenia. Cannibal Holocaust stawiał na realizm. Udawał poważny dokument. Roth poszedł w tandetną komedię dla nastolatków i właśnie przez to przegrał.

Zobacz, jeśli:
– Lubisz kino Eli Rotha
– Cenisz produkcje o kanibalach
– Masz ochotę zobaczyć odrobinę zieleni

Odpuść sobie, jeśli:
– Oczekujesz dobrego, niepokojącego horroru
– Nie lubisz nadmiaru krwi

Michał Zacharzewski

The Green Inferno, 2013, reż. Eli Roth, wyst. Lorenza Izzo, Nicolás Martínez, Matías López, Ariel Levy, Aaron Burns, Kirby Bliss Blanton

Ocena: 3/10

Polub nas na Facebooku!

2 uwagi do wpisu “The Green Inferno

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.