Orzeł wylądował

zdalaW latach siedemdziesiątych panowała moda na wysokobudżetowe kino wojenne. Produkcje takie jak O jeden most za daleko czy  Tora! Tora! Tora! biły rekordy popularności, a występowały w nich największe gwiazdy. Orzeł wylądował, ekranizacja powieści Jacka Higginsa, również odniosła finansowy sukces. Szkoda, że nie najlepiej się starzeje.

Trwa druga wojna światowa. Ziemia pali się Niemcom pod nogami i widmo klęski staje się coraz bardziej realne. Kilku dowódców z Himmlerem (Donald Pleasence) i admirałem Wilhelmem Canarisem (Anthony Quayle) na czele wpada na pomysł porwania Churchilla i przewiezienia go do Niemiec. Oficer Radl (Robert Duvall) przygotowuje plan, do którego przeprowadzenia wyznacza oddział pod dowództwem Kurta Steinera (Michael Caine). To straceńcy i skazańcy, którzy narazili się Rzeszy niezbyt przekonującym stosunkiem do Żydów. Teraz mają szansę odkupić swoje winy i kto wie, może nawet zapracować na awans.

Plan jest prosty. Niemieccy żołnierze w przebraniu polskich spadochroniarzy udadzą się do Norfolk, gdzie premier Wielkiej Brytanii planuje się zatrzymać podczas jednej ze swoich licznych podróży. Tam dzięki pomocy uśpionego agenta, niejakiej Joanny Grey (Jean Marsh), mają przygotować się do przeprowadzenia akcji. Mogą też liczyć na wsparcie opłaconego bojownika IRA (Donald Sutherland), któremu klęska Wielkiej Brytanii jawi się jako szansa na niepodległość. Plan wydaje się szalony, ale… realny.

Orzeł wylądował to film w starym stylu. Otwiera go czołówka nakręcona z pokładu samolotu, prezentująca piękną, górską panoramę. Później odwiedzamy kolejne gabinety niemieckich generałów (rozmawiających oczywiście po angielsku), by z czasem dołączyć do oddziału przerzuconego na teren Wielkiej Brytanii. Jego członkowie stają się głównymi bohaterami filmu, co jest o tyle nietypowe, że są przecież Niemcami, i to Niemcami, którzy nie lubią przelewać krwi wroga. W efekcie z jednej strony kibicujemy im, z drugiej wierzymy, że jednak celu osiągnąć nie zdołają. Zabawne uczucie.

Twórcy filmu nie dążyli do realizmu. Zafundowali nam i romans, i humor, i wiejską sielankę, piękne plenery i klimat małego, angielskiego miasteczka. Dorzucili też sporo scen akcji, zwłaszcza pod koniec projekcji karabiny nie milkną. Krwi jest jednak niewiele, w odróżnieniu od współczesnych filmów żołnierze wydają się strzelać na oślep i robić sporo huku. Tempo też jest wolniejsze, dzięki czemu mamy czas napatrzeć się na to, co dzieje się na ekranie. Dociera wówczas, że scenariusz jest chwilami bardzo mocno naciągany, a cała opowieść nie ma wiele wspólnego z prawdziwą wojną. To taka historyjka, jaką pamiętająca wojnę sędziwa ciotka opowiedziałaby dziesięcioletniemu chłopcu. Lubicie takie kino? Obejrzyjcie.

Wojciech Kąkol

Orzeł wylądował, The Eagle Has Landed, reż. John Sturges, wyst. Michael Caine, Donald Sutherland, Donald Pleasence, Robert Duvall, Jean Marsh, Treat Williams

Ocena: 6,5/10

Polub nas na Facebooku!

3 uwagi do wpisu “Orzeł wylądował

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.