Trudno w to dziś uwierzyć, ale jeszcze dziesięć lat temu Nicolas Cage należał do hollywoodzkiej czołówki. Grał w wielkich filmowych przebojach oraz kameralnych dramatach walczących o Oscary. Cieszył się opinią zdolnego, choć nieco manierycznego aktora, a kobiety do niego wzdychały. Niestety, przekroczył magiczną barierę wieku i dołączył do gwiazd, które dziś mało kto chce oglądać. Dlaczego? Zanim nadejdzie noc stanowi doskonałą odpowiedź na to pytanie.
Film rozpoczyna się od sceny tortur. Grany przez Cage’a Evan Lake jest brutalnie przesłuchiwany przez islamskiego terrorystę, młodego dzieciaka w dresiku. I choć raz za razem obrywa kijem po głowie, powtarza do znudzenia polskie nazwisko swojej przykrywki. Blisko ćwierć wieku później okazuje się, że został wówczas uratowany przez amerykańskich komandosów. Jego ciemiężyciel, Banir, zginął, lecz pozbawione głowy ciało nie przekonało Lake’a. Mężczyzna wciąż stara się trafić na trop bandyty.
I nagle, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, dzieją się dwie rzeczy. Po pierwsze, u Lake’a zostaje zdiagnozowana śmiertelna choroba, skutek owych uderzeń w głowę. Zaczyna się od drżenia rąk, ale później mają pojawić się napady agresji i zaniki pamięci. Po drugie, w Bukareszcie jeden z lekarzy sprzedaje na lewo leki na rzadką chorobę genetyczną, na którą cierpiał ojciec Banira. Istnieje podejrzenie, że jego klientem jest wciąż żywy terrorysta.
Po tak naciąganym wstępie jesteśmy świadkami wielu źle wyreżyserowanych scen jak chociażby samochodowym pościgu na ośnieżonym parkingu przed Carrefourem w Bukareszcie. Inny pościg, tym razem pieszo, kończy się ordynarnym poderżnięciem gardła przestępcy przez wspierającego Lake’a agenta CIA. I to w sytuacji, gdy można go było obezwładnić! Bohaterowi wszyscy pomagają, co zabija wiarygodność filmu równie skutecznie co słaba gra aktorska Cage’a. Lekko siwiejący, z naderwanym przez Banira uchem, wygląda dziwacznie. A jego wypowiedzi i objawy choroby wydają się po prostu sztuczne.
W tym filmie powinien zagrać Steven Seagal albo Jean-Claude Van Damme. To ich poziom, niestety bardzo niski. Cage powoli do nich równa, choć jeszcze dysponuje większymi budżetami. Pozwoliły one na zatrudnienie nieżyjącego już Antona Yelchina oraz znalezienie malutkiej roli dla Irene Jacob. To jednak tylko niewielki kwiatek do bardzo nieświeżego kożuszka.
Wojciech Kąkol
Zanim nadejdzie noc, The Dying of the Light, reż.: Paul Schrader, wyst.: Nicolas Cage, Anton Yelchin, Irene Jacob, Alexander Karim
Ocena: 3/10
3 uwagi do wpisu “Zanim nadejdzie noc”