Gra Ticket to Ride to jedna z najpopularniejszych planszówek na świecie. Jej komórkowa wersja, zatytułowana Ticket to Ride: Europe Pocket wypada naprawdę przyzwoicie. Mimo to wolę zagrać w klasyczną jej wersję. Na stole, z przyjaciółmi i ciasteczkami gdzieś obok.
W drogę!
Ameryki nie odkryję, jeśli napiszę, że Ticket to Ride: Europe Pocket to przeniesiona na komórki europejska edycja gry „Wsiąść do pociągu”. Europejska, to znaczy z europejską mapą rozciągającą się od półwyspu iberyjskiego aż po Morze Czarne i delikatnie zmienionymi zasadami. Twórcy zachowali znany z pierwszej części styl graficzny, wzorowany na XIX wieku i nie zapomnieli o żadnym naprawdę ważnym mieście regionu. Nas reprezentuje Warszawa.
Zabawa polega na budowaniu połączeń kolejowych pomiędzy losowo wyznaczonymi na samym początku zabawy miastami. Takich połączeń trzeba wybudować kilka i dostaje się za nie sporo punktów. Punkty dostaje się również za budowanie połączeń nie związanych z tymi obowiązkowymi. Stanowią dodatkowe źródło „dochodu” i sposób na wykorzystanie posiadanych, a niepotrzebnych wagonów. Trzeba tylko uważać na liczbę posiadanych lokomotyw. Gdy te się skończą, kończy się zabawa.
Skąd bierze się wagony?
Otóż w każdej rundzie można zrobić dwie rzeczy: albo wybrać sobie dwa wagony spośród tych widocznych po prawej stronie, a różniących się kolorami, albo też wybudować linię kolejową łączącą dwa sąsiadujące miasta. Aby tego dokonać, należy posiadać odpowiednią ilość wagonów w odpowiednich kolorach – o tym informuje mapa. Zajęta linia dostarcza nam punktów i przy okazji zaczyna stanowić część większej sieci.
Gra potrafi wciągnąć, a możliwość wspólnej zabawy z kilkoma osobami stanowi dodatkową atrakcję. Oprawa graficzna jest czytelna, a i interfejs wydaje się w porządku. Wadą Ticket to Ride: Europe Pocket jest jedynie to, że nie sprawia takiej frajdy jak oryginał. To inne medium i inne wrażenia. Tak po prostu.
– Fifi