
Gry Wsiąść do pociągu może nie znają wszyscy, ale na pewno kojarzy ją wielu miłośników planszówek. To komercyjny hit, ale i bardzo wciągająca produkcja autorstwa Alana R. Moona, w której gracze budują linię kolejowe prowadzące przez terytorium Stanów Zjednoczonych. Ciągną karty, łączą torami miasta, stawiają małe, zabawne wagoniki.
Wsiąść do pociągu jest niewątpliwie bardziej rozbudowane od Monopoly i zarazem nieco mniej losowe; tu strategia rzeczywiście może przełożyć się na końcowy sukces. Z kultową grą łączy ją jszcze jedno – od lat obrasta w dodatki i wersje specjalne. Tak jak Monopoly ma swoją edycję poświęconą zespołowi Queen, Bridgertonom czy na przykład Spider-Manowi, tak Wsiąść do pociągu ma… chociażby edycję San Francisco.
Zasady rozgrywki w Wsiąść do pociągu: San Francisco zmieniły się bardzo delikatne, inne jest jednak miejsce akcji. Zamiast mapy USA mamy tytułowe miasto ze słabo skomunikowanymi dzielnicami, a zamiast wciąż obecnych w tytule pociągów… tramwaje. Podobnie jednak jak w oryginale, gracz musi wybudować konkretne linie. W tym celu zagrywa karty i podejmuje decyzje o kierunkach rozwoju inwestycji. Zbiera też żetony promocji turystyki, które otrzymuje za łączenie najpopularniejszych atrakcji miasta.
Jest jeszcze jeden wyróżnik Wsiąść do pociągu: San Francisco. Otóż odległości na mapie są mniejsze, łatwiej buduje się linie. W efekcie przeciętna rozgrywka trwa około piętnastu-dwudziestu minut. Innymi słowy znacznie krócej niż w oryginale. Dla jednych będzie to wadą, jednak dla innych zaletą. Tu każdy musi zadecydować sam, czy woli krótką piłkę, czy też pełnowymiarowy pojedynek. Mnie pasują oba rozwiązania – w zależności od okazji…
Joel
Wsiąść do pociągu: San Francisco, wyd. Rebel.pl
Polub nas na Facebooku i Twitterze.