
Jamie Alexander Treays znany jako Jamie T jest Anglikiem z Wimbledonu. W tenisa grywa, choć na okładce The Theory Of Whatever pojawiła się w stroju golfowym. Gra do tego na gitarze, śpiewa, rapuje, koncertuje. Pierwszą płytę wydał w 2007 roku. Tę piętnaście lat później, w ostatnich miesiącach pandemii.
Album otwiera przebojowy kawałek 90s Car, lekki, przyjemny utwór z wpadającym w ucho refrenem, który nie był nawet singlem promującym płytę. Promowała ją kolejna piosenka na płycie, The Old Style Raiders, typowa brytyjska melodia rockowa z gitarami szumiącymi w tle i chórkiem dającym raz po raz o sobie znać. Żadne to odkrycie ani też nowość, ale potencjał radiowy był i jest. A potem? British Hell jest już rapem wspartym gitarami w stylu The Clash, zaś The Terror Of Lamberth Love niepokojącym i dość smutnym utworem miłosnym.
Podczas prac nad płytą Jamie T przygotował podobno ponad 180 utworów. Oczywiście nie wszystkie zaaranżował, niektóre pozostały nawet na etapie suchego tekstu, inne kilku wersów czy paru taktów. Na album trafiły te zakończone, dopracowane, istne perełki takie jak Keying Lamborghinis z syntezatorową wstawką przypominającą lata 80, łagodny, akustyczny St. George Wharf Tower czy zadziorny, punkowy A Million & One New Ways to Die.
Na The Theory Of Whatever musieli czekać pięć długich lat, jednak dostali udaną płytę. Zapis pięciu lat doświadczeń, ale też przemyśleń na temat życia i muzyki. Album nie zmienił pozycji Jamiego T, nie zrobił z niego megagwiazdy, ale też nie zakończył jego kariery. Wciąż jest nadzieja, że pewnego dnia dotrze do Polski…
Joel
Jamie T, The Theory Of Whatever
Polub nas na Facebooku, TikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.