
Slipknot w 2022 roku wydał album The End So Far. Nie wszystkim się on spodobał. Niektórzy upierali się, że kompletnie nieudane wydawnictwo, pozbawione chwytliwych numerów, zbyt złagodzone i wtórne. Inni twierdzili, że to ciekawe wydawnictwo koncepcyjne, bardzo spójne i świetnie pokazujące muzyczną różnorodność zespołu. Nie zamierzam rozstrzygać tego sporu. Bez wątpienia widzę tu jednak pewną koncepcję.
The End So Far zaczyna się od elektronicznego Adderall, przebojowego, melodyjnego, zdecydowanie łagodniejszego niż to, do czego przyzwyczaiła fanów grupa. To radiowy rock, przyjemny, wpadający w ucho. Dopiero drugi na liście The Dying Song (Time To Sing) przynosi gitarowe szaleństwo z potężnym refrenem i mocną pracą perkusji. Podobnie brzmi The Chapeltown Rag, jeden z singli promujących album, wypełniony tak energią, jak i gniewem.
Sporo jest na płycie Slipknot ciekawych utworów. Takich z pazurem, jak Hive Mind czy H377, gdzie słychać rytm, agresję i chęci. Nieco inaczej brzmi już Yen, odpowiednio ponury i mimo wszystko łagodniejszy, bardzo ciekawie zaaranżowany i bez wątpienia progesywny Medicine For The Dead czy ostrzejszy Warranty. Z kolei wieńczący wydawnictwo Finale jest już balladą, która nie wszystkim podejdzie, ale ma szansę zwrócić na Slipknot uwagę osób, które dotąd zespołu nie słuchały.
The End So Far na pewno nie jest klasycznym albumem kapeli, bo mniej tu utworów, do jakich przyzwyczajeni są fani. Gdzieś tek gniew i wściekłość ustępują pola muzycznym eksperymentom i próbom znalezienia innej formy. Tak już bywało w przeszłości, ale nie na taką skalę. Stąd u wielu recenzentów rozczarowanie. A mnie się ta płyta podoba.
Joel
Slipknot, The End So Far
Polub nas na Facebooku, TikToku, BlueSky i Instagramie.