
To dwudziesty czwarty album legend rocka. Aż się nie chce wierzyć, że muzycy The Rolling Stones są już staruszkami z ósemką na karku! Przecież wciąż grają z werwą, dynamicznie, energicznie, lekko i młodzieńczo. Być może niczego nowego w muzyce nie odkrywają, proponują rozwiązania doskonale już znane, ale cóż… Hackney Diamonds to przewidywalny, ale udany album.
Długo przyszło na niego czekać. Poprzednią płytę z nowym materiałem zespół nagrał w 2005 roku. A Bigger Bang został świetnie przyjęty, ale rozpoczął bardzo długi okres twórczej ospałości zespołu. Niby dwie nowe piosenki ukazały się na GRRR!, ale była to przecież składanka. Z kolei wydany w 2016 roku Blue & Lonesome zawierał jedynie covery bluesowych klasyków. Stąd śmiało można było mieć wątpliwości co do artystycznej formy starszych panów.
Producent Andrew Watt zadbał, żeby było dobrze. Gitary Richardsa i Wooda brzmią wyraźnie, żywiołowo, panowie bez trudu trafiają we właściwe nuty. Jagger świetnie dopasowuje się do charakteru poszczególnych utworów. Bywa liryczny, drapieżny, ciepły, mentorski, łagodny i agresywny. Jak zwykle u The Rolling Stones, kompozycje są zróżnicowane. Niektóre ostrzejsze, z rockowym pazurem, inne wyraźnie łagodniejsze, balladowe, bluesowe, folkowe. Jest nawet imponujący, siedmiominutowy Sweet sounds of Heaven, w którym udziela się Lady Gaga.
Promujący płytę utwór Angry ma odpowiedni pazur, podobnie jak i Bite My Head Off, który przywołuje skojarzenia z dokonaniami T Rex. Whole Wide World również wpada w ucho, nie wspominając o kończącym płytę Rolling Stone Blues. Wypominanie wieku The Rolling Stones nie ma tym samym większego sensu. Wciąż potrafią nagrać dobrą płytę. Może i wtórną, ale przyjemną w odbiorze. I oby nagrywali kolejne!
PS. A Hackney to dzielnica Londynu. Hackney Diamonds z kolei to szkło z wybitej szyby samochodu czy sklepu. Świśnięta muzyka? Nie szkodzi!
Joel
The Rolling Stones, Hackney Diamonds
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.