
Należę do fanów Harry’ego Pottera. Książki bardzo mi się podobały, filmy też obejrzałem z przyjemnością, choć z pewnością im nie dorównywały. Za Harry Potter i przeklęte dziecko – sztukę teatralną wydaną w postaci książkowej – jakoś wziąć się nie mogłem. Teraz wiem, że kierowałem się rozumem, którego na starość czasami mi braknie.
Historia toczy się wiele lat po wydarzeniach z ostatniego, siódmego tomu. Harry pracuje w ministerstwie Magii i ma z Ginny syna, Albusa Severusa. Jest nudnawym facetem, takim mydłkiem, który głosi wokół rozmaite mądrości. Juniora oczywiście kocha, ale nie do końca go rozumie. Sam wychowywał się w biedzie, Albus zaś jest dzieckiem celebryty i z tego powodu ma na każdym kroku przekichane. Nic dziwnego, że na pierwszym roku Hogwartu zaprzyjaźnia się ze Scorpiusem, synem „nawróconego” Draco Malfoya.
Hermiona z kolei doczekała się z Ronem córki, Rosy, i dowodzi Ministerstwem Magii. Pracę ma niełatwą, bo chodzą słuchy, że Voldemort może się odrodzić. Scorpius obawia się, że może się to stać za jego sprawą. Kto wie, może w rzeczywistości jest synem Sami-Wiecie-Kogo. Akcja rusza z kopyta, kiedy pojawia się urządzenie pozwalające na podróże w czasie i Scorpius wraz z Albusem postanawiają wykorzystać je do uratowania Cedrica Diggory’ego, jednej z ofiar pamiętnego Turnieju Trójmagicznego.
I co? I nic. Przede wszystkim Harry Potter i przeklęte dziecko to sztuka teatralna, więc składa się z praktycznie rzecz biorąc samych dialogów z nielicznymi didaskaliami. A dialogi nie wystarczają do wyobrażenia sobie Hogwartu czy innych miejsc, do których trafiają bohaterowie. Nie są też za fajnie napisane, być może dlatego, że sztukę napisał Jack Thorne na podstawie pomysłu Rowling i Tiffany’ego. Tym samym nie wyszła ona spod pióra autorki oryginału. Jest takim oficjalnym, profesjonalnym fan-fikiem.
Sama historia jest dość skomplikowana, niemal każda scena dzieje się w innym miejscu. Najważniejsze są w niej podróże w czasie i rzeczywistość zmieniająca się niczym w Efekcie motyla. Im bardziej Albus ze Scorpiusem starają się ją naprawić, tym bardziej ją knocą. A Harry, Ron i Hermiona nie mają już za grosz swojego dawnego uroku. To zwykli spanikowani rodzice, bezradni i nieciekawi. De facto są postaciami z drugiego planu i niewiele wnoszą do opowieści. Równie dobrze mogłyby to być inne postacie uniwersum.
A może Harry Potter i przeklęte dziecko powinno się oglądać w teatrze? Albo w kinie, bo są takie plany?
Joel
Harry Potter i przeklęte dziecko
Tytuł oryginału: Harry Potter and the Cursed Child
Autorka: J. K. Rowling, Jack Thorne, John Tiffany
Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Wydawnictwo Media rodzina
Polub nas na Facebooku i Twitterze.