Tajne przez magiczne – fragment powieści

Fragment powieści Tajne przez magiczne autorstwa Katarzyny Wierzbickiej. Książka ukazała się 15 października 2021 roku nakładem Wydawnictwa Spisek Pisarzy. Nic, tylko czytać. Dobre, słowiańskie fantasy!

——————————

Na skrzyżowaniu alejek, wśród spadających płatków śniegu, klęczał z opuszczoną głową Dawid. Z jego dawnej arogancji nie zostało ani śladu. Płaszcz na jego prawym ramieniu był rozerwany i pokryty czymś lepkim i czerwonym. Otaczały go półprzezroczyste postacie, zwiewne jak mgła, o zapadniętych policzkach i bladych, wypełnionych dzikim głodem oczach.

Kogut zaskrzeczał głośno. Bił skrzydłami i szalał, uwięziony w kole usypanym z białych, błyszczących drobinek. Z soli? Wyglądało na to, że choć co rusz rzucał się w stronę Dawida znajdującego się zaledwie kilka kroków od niego, to nie mógł przekroczyć niewidzialnej bariery. Z furią odrzucał do tyłu głowę zakończoną czerwonym grzebieniem. W jego czarnych jak bezksiężycowa noc oczach lśniła zimna furia.

– No, to pokrop go teraz tą wodą, tylko tak po całości! – ponaglił mnie wampir.

Popatrzyłam na niego w osłupieniu.

– Chyba zwariowałeś, że się zbliżę do tego potwora!

Pospiesz się, do cholery, póki jest uwięziony w kręgu – odezwał się w mojej głowie głos Dawida. – Zaraz się wyrwie!

– To mnie zmotywowałeś! – prychnęłam.

– No idź wreszcie! – Łysy wyszczerzył kły. – Dzieciak  rozkazał swoim duchom bronić kłobuka,  szef nie da sobie rady ze wszystkimi naraz!

Cholera. Po co ja się tu w ogóle pchałam? Trzeba było zostać w przedszkolu i zmywać talerze po obiedzie.

Kryształki soli przesunęły się, jak gdyby pod wpływem silnego wiatru. Ptak zaryczał triumfalnie i machając ciężko skrzydłami wzbił się w powietrze. Przeleciał nad okręgiem, mknąc ku swojemu celowi niczym pocisk. Dawid rzucił się w bok, przez jego twarz przemknął grymas przerażenia. Bez złośliwego uśmieszku i swojej zwykłej kpiącej miny wyglądał tak młodo i bezbronnie. Dlaczego, do cholery, nie przemienia się w swoją demoniczną wersję? – pomyślałam z furią i rzuciłam się na ratunek.

– Iiiii! – zapiszczałam przeraźliwie. Podbiegłam i cisnęłam zniczem prosto w otwierający się i zamykający na przemian dziób koguta. Plastikowe naczynko odbiło się od niego z trzaskiem, płyn ze środka rozbryzgnął się na wszystkie strony.

Kłobcio wydał z siebie skowyt cierpienia, zupełnie nieprzypominający dźwięków wydawanych zazwyczaj przez ptactwo domowe. Błyskawicznie odwrócił się w moją stronę. Wstrząsnął mną dreszcz obrzydzenia. Na skórze koguta w miejscach, gdzie upadły krople święconej wody, pióra poskręcały się i osmaliły. Wypływały spod nich strużki ciemnej posoki, w których wiły się i skręcały małe, białe larwy.

Zacisnęłam usta, usiłując powstrzymać wymioty. Żółć podeszła mi do gardła. Cofnęłam się kilka chwiejnych kroków. Zdałam sobie sprawę, że właśnie pozbyłam się jedynego przedmiotu, który stanowił realną obronę przed otaczającymi mnie istotami nie z tego świata. Ptak był już tak blisko, że widziałam szorstkie, czarne podniebienie w szczelinie rozwartego dzioba oraz cienkie, błoniaste powieki opadające na nienawistne oczy.

Stałam jak zahipnotyzowana, wpatrzona w ślepia demona. W ostatniej chwili coś szarpnęło mną w bok, aż straciłam równowagę i potoczyłam się po świeżym śniegu.

– Gdzie masz jeszcze tę wodę? – syknął Dawid, podrywając się obok z ziemi.

– Co? Wylałam przecież na koguta. O co ci chodzi? – Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się uczucia oszołomienia.

– Ty idiotko, zużyłaś wszystko? – Dawid wyraźnie wracał do swojej dawnej formy.

– Ty idioto, ratowałam ci życie – odparowałam z wściekłością i w ostatniej chwili przeturlałam się w bok. Dziób koguta z rozmachem wbił się w miejsce, gdzie przed chwilą znajdowała się moja klatka piersiowa.

– Ale ja tej wody teraz potrzebuję! – Dawid zrobił unik przed kolejnym atakiem i wyciągnął z kieszeni płaszcza ostry, zakrzywiony sztylet.

– To idź i sobie przynieś! – wydyszałam, ledwo uchylając się przed uderzeniem ogromnego skrzydła.

Kogut przystanął. Wyglądał na zmęczonego. Krew ściekała po jego szyi i prawym boku. Spadała na ziemię, parując z sykiem. Obracał głowę, próbując jednocześnie utrzymać w zasięgu wzroku Dawida i mnie.

– Uciekajmy do kaplicy! – Wpadłam na pomysł. – On tam chyba nie wejdzie?

– Nie wejdzie. – Dawid wysyczał przez zaciśnięte zęby, trzymając nóż w gotowości. – Ja też nie.

– A to peszek – mruknęłam i zaczęłam się delikatnie wycofywać, nie odrywając wzroku od koguta.


Książkę można kupić na stronie wydawnictwa. E-book dostępny na Legimi. Audiobook dostępny na Virtualo.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.