W Europie ludzie bali się wilków. Jeszcze w XIX wieku opowiadali sobie przy ogniskach legendy o stworzeniach zmieniających swoją postać podczas pełni księżyca. Bestie te stanowiły potężną, pierwotną siłę natury. Były sposobem, w jaki przyroda broniła się przed cywilizacją. Co ciekawe, w Afryce snuto podobne przypowieści. Główne role grały w nich jednak wielkie koty. Jako ponętne kusicielki zakradały się nocami do domów młodych mężczyzn, następnie uwodziły ich i rozszarpywały…
Pierwsza wersja Ludzi-kotów powstała w 1942 roku w wytwórni RKO, została dobrze przyjęta i doczekała się nawet kontynuacji. Na nową wersję filmu zdecydował się 40 lat później scenarzysta Alan Ormsby. Miał pomysł na tę opowieść. Jej akcję przeniósł do niepokojącego, przesączonego dusznym klimatem Nowego Orleanu i nasączył erotyką. Zniechęcił nią Rogera Vadima, cenionego reżysera z kręgu artystycznej bohemy, który na szczęście nie zachował się jak pies ogrodnika. Tekst polecił Paulowi Schraderowi, który długi się nie namyślał i po kosmetycznych poprawkach projekt zrealizował.
Irene (Nastassja Kinski) we wczesnym dzieciństwie straciła kontakt ze swoim bratem. Kiedy ich rodzice zginęli w wypadku, każde z nich trafiło do nowej rodziny. Teraz, po latach, spotykają się ponownie. Szybko okazuje się, że Paul (Malcolm McDowell) ma wobec swojej siostry bardzo konkretne i zdecydowanie nietypowe plany. Nocą jednak znika. Wkrótce w jednym z tandetnych hoteli czarna pantera rozszarpuje nogę prostytutce. Zostaje jednak złapana i trafia do ogrodu zoologicznego, gdzie przyciąga uwagę Irene…
Ludzie-koty nie są ani filmem strasznym, ani krwawym. To obraz niepokojący, w którym najważniejsza jest wspomniana atmosfera. Prócz niespiesznego tempa i nastrojowych zdjęć buduje ją również elektroniczna muzyka ojca włoskiego disco, Giorgio Morodera. Aktorzy okazują się równie sugestywny. Ponętna Nastassja Kinski tworzy jedną ze swoich najbardziej pamiętnych kreacji, bezbłędny jest również John Heart w roli młodego pracownika zoo i przyjaciela głównej bohaterki.
Po premierze film wywołał nieco kontrowersji. Wielu krytykom się spodobał, jednak niektórzy sugerowali, że Ludzie-koty stanowią ucieleśnienie chorych fantazji seksualnych twórców oraz promocję związków kazirodczych. Ostatecznie Kinski dostała za swoją rolę nominację do nagrody Saturna, z kolei nominacje do Złotych Globów zgarnęli Moroder i autor tytułowej piosenki, David Bowie. Powstał bowiem obraz, który mimo swych niedostatków, powolnego tempa i szarpanej akcji, pozostaje na długo w pamięci.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz duszne, nastrojowe horrory
– Podoba ci się Nastassja Kinski
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie przepadasz za starymi produkcjami
– Erotyka w kinie cię mierzi i krępuje
Michał Zacharzewski
Ludzie-koty, Cat People, 1982, reż. Paul Schrader, wyst. Nastassja Kinski, Malcolm McDowell, John Heard, Annette O’Toole, Ruby Dee, Stephen Marshal, Francine Segal, Ed Begley Jr.
Ocena: 6,5/10
Polub nas na Facebooku.
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
2 uwagi do wpisu “Ludzie-koty (1982)”