Whitney

Była jedną z największych gwiazd lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Nagrała wiele ponadczasowych przebojów, które grane są do dziś – w rozgłośniach radiowych, podczas wydarzeń firmowych czy na dyskotekach. Wydawało się, że ma wszystko. Jednak Whitney Houston nie wytrzymała presji. Przegrała walkę ze swoimi słabościami. Odeszła w lutym 2012 roku. Film dokumentalny Whitney opowiada o jej życiu.

To oficjalna biografia. Na ekranie zobaczymy materiały z rodzinnych archiwów wokalistki, wywiady z jej matką, braćmi, byłym mężem, najbliższymi przyjaciółmi. Ludźmi, którzy dobrze ją znali i towarzyszyli jej tak w drodze na górę, jak i na dół. Nie oznacza to, że unikają drastycznych szczegółów. W sposób szczery rozmawiają o słabościach Whitney, o jej pociągu do alkoholu, o marihuanie i kokainie. Tyle że wokalistka sama o nich mówiła. Jeszcze za życia. Co najmniej kilka razy lądowała na odwyku i od pewnego momentu nie ukrywała swoich problemów.

Na pozór mamy do czynienia z klasyczną biografią. Zaraz na początku przenosimy się w czasy jej dzieciństwa, poznajemy dzielnicę Newark, w której dorastała, jej mamę – też utalentowaną wokalistkę – ojca, wreszcie braci. Dowiadujemy się o jej pasjach muzycznych, o śpiewaniu w kościelnym chórze, a także w chórkach u matki. Cissy zawsze przygotowywała ją na sukces. I nie chciała córki, która zostanie gwiazdką jednego sezonu. Temperowała ją i sporo od niej wymagała, by później Whitney dłużej została na szczycie.

Film porusza również kolejne etapy jej życia: oszałamiający sukces, krótkotrwałe związki, przyjaźń z lesbijką Robyn, później jej asystentką, małżeństwo z kontrowersyjnym Bobbym Brownem, niezbyt udane macierzyństwo. Wspomina też o tym, że jako dziecko była molestowana przez kuzynkę. Najciekawsze jest jednak to, że nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności za późniejsze losy Whitney. Jej bracia prześcigają się w przechwałkach, kto więcej brał. Jej ex-mąż w ogóle nie dostrzega problemu i nie chce o nim rozmawiać. Jeden z producentów mówi, że nie zdawał sobie sprawy z jej kłopotów. Klasyczne zamiatanie sprawy pod dywan.

Whitney trwa dwie godziny i w tym czasie nie zanudza. Obraz jest efektownie zmontowany, może wręcz przeładowany chaotycznymi kadrami, które później przeszły do historii. Tu miga księżna Diana, tam czołgi na placu Niebiańskiego Spokoju, gdzieś indziej czołówka MTV. Nie zawsze w odpowiednim momencie. Faktów jest dużo – osoby, które Whitney dopiero poznają, sporo się w kinie dowiedzą. Jednak ludzie, którzy dorastali wraz z nią i pamiętają ją z mediów czy kolorowych czasopism, będą zawiedzeni. Obraz nie wniesie nic nowego do ich wiedzy o wokalistce. Przydałoby się więcej anegdot, więcej historyjek zza kulis. Bo pewnie tam kryje się prawdziwa Whitney.

Michał Zacharzewski

Whitney, 2018, reż. Kevin Macdonald

Ocena: 7/10

Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.

2 uwagi do wpisu “Whitney

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.