To jeden z najlepszych kryminałów w historii. Tak przynajmniej twierdzą filmoznawcy, którzy rozpływają się w zachwytach nad nakręconym w 1971 roku dramatem Mike’a Hodgesa. Blisko pół wieku od premiery wciąż bawi, choć swym archaicznym stylem i grą aktorską oraz niezbyt szybkim tempem może zniechęcić miłośników gatunku. Mimo wszystko warto go obejrzeć.
Tytułowy Carter jest cynglem londyńskiej mafii, który dowiaduje o śmierci brata. Przyjeżdża do Newcastle na pogrzeb, ale przy okazji chce przyjrzeć się okolicznościom jego zgonu. Zdaniem policji mężczyzna zginął, bo wsiadł pijany za kółko. W rzeczywistości nigdy nie pił i należał do ludzi ostrożnych, co oznacza, iż najprawdopodobniej został zamordowany. A tego Carter nie zamierza puścić płazem.
Świat, który przyjdzie mu przeczesać, należy już do przeszłości. Składają się na niego robotnicze puby z tanim piwem, tory wyścigów konnych obstawiane przez hazardzistów, podrzędne hotele i zadbane wille należące do szemranych przedsiębiorców. No i ludzie, jakich dziś już nie ma. Początkowo żaden z nich nie chce pomagać Carterowi. Podsuwają mu mylne tropy bądź tłumaczą się niewiedzą. Ale powoli zaczną pękać. Pękać i gadać. Zwłaszcza kobiety, które zawsze kręcą się wokół bohatera. Być może lubią, kiedy ktoś traktuje je instrumentalnie.
Caine gra twardziela rodem z taniej literatury brukowej. Małomównego, cynicznego, trochę chandlerowskiego, którego powieść Carter czyta w pociągu. W momencie premiery taki bohater budził obawy, sam film nazywano „brudnym”, „niepotrzebnie brutalnym” i „poniżającym dla kobiet”. Dopiero z czasem doceniono chłodny styl tej produkcji czy specyficzny humor. Warto zwrócić uwagę również na nastrojową muzykę oraz plenery. Nowa wersja filmu, ta z Sylvestrem Stallone, już takich atutów nie miała.
Wojciech Kąkol
Dopaść Cartera, Get Carter, reż. Mike Hodges, wyst. Michael Caine, Ian Hendry, Britt Ekland, John Osborne
Ocena: 6,5/10
Polub nas na Facebooku!
4 uwagi do wpisu “Dopaść Cartera”