Klasyczna zręcznościówka Worms nie jest już dziś tak popularna jak kiedyś, jednak jej śladów można się doszukać w tak różnych grach jak zakręcone Angry Birds czy nieco poważniejsze Golf Kingdoms. Co łączy ów statyczny sport ze strzelaniem do robaków? Już wyjaśniam.
Golf jak nie golf
Na komórkach ukazało się już sporo symulatorów golfa. Jedne imponowały realistyczną grafiką, inne olbrzymią ilością torów czy pełnym zestawem kijów. Były też takie, które dość swobodnie podchodziły do dyscypliny bądź wręcz robiły sobie z niej jaja. Gra Golf Kingdoms zatrzymała się gdzieś pośrodku. Nie jest to produkcja humorystyczna, nie jest też realistycznym symulatorem. To próba podejścia do tematu w nieco inny sposób.
Zabawę rozpoczynamy od podjęcia decyzji, czy gramy treningowo (bez liczenia punktów) czy też turniejowo. W tym drugim przypadku nasz całkowity wynik zostaje podsumowany tak jak w profesjonalnym golfie. A raczej mini-golfie, gdyż to właśnie tę odmianę Golf Kingdoms bardziej przypomina. Wyobraźcie sobie bowiem, że nie ma tu wymiany kijów. Jest tylko jeden, podstawowy, który wystarcza do wszystkiego. I w sumie właściwie nie wali się nim, a… wystrzeliwuje kulki.
Zestaw przyzwoity
Gra oferuje trzy światy (zielony, śnieżny i lawowy), a w każdym z nich dziewięć torów. Aby awansować na kolejny tor, trzeba po prostu błyskawicznie wpakować kulkę do dziurki. Wystrzeliwuje się ją tak jak w Angry Birds – czyli po prostu „naciąga”, wybierając kąt i siłę uderzenia. W ten sposób można przerzucić ją na drugą stronę toru albo delikatnie przesunąć o kilkanaście centymetrów, jeśli akurat znajduje się tuż obok dołka.
Czynnikiem utrudniającym wszystko jest wiatr. Program pokazuje, w którą stronę ten wyjec wieje oraz z jaką siłą. Czasami niewiele to zmienia. Strzelenie kulki na drugą stronę toru przy silnym wietrze z przeciwka jest praktycznie rzecz biorąc niemożliwe. Za bardzo znosi. I to właśnie wkurza najbardziej i spraw
– Fifi