G.I. Jane

Tuż przed premierą G.I. Jane najwięcej mówiło się o tym, że będąca wówczas symbolem seksu Demi Moore zdecydowała się ogolić głowę do roli. To był dobry chwyt marketingowym, który zapewnił filmowi zainteresowanie prasy, ale chyba trochę spłycił temat. Bo G.I. Jane to przede wszystkim opowieść o tym, czy kobiety mogą służyć w armii. Łyse, nie łyse, to już zupełnie inna kwestia.

Senator Lillian DeHaven (Anne BancroftMiesiąc miodowy w Las Vegas) domaga się równego traktowania kobiet w armii. Udaje jej się wymusić na generałach, by poddali wyselekcjonowane kadetki serii testów polowych. Jeśli sprawdzą się nie gorzej niż mężczyźni, wojsko otworzy przed nimi swoje podwoje. Wkrótce senator wskazuje pierwszą kandydatkę, analityczkę porucznik Jordan O’Neil (Demi Moore Substancja). Rozpoczyna się szkolenie…

Film jest sprawnie nakręcony. Scott to stary wyga, który wie, jak prowadzi kamerę, jak montować sceny akcji, jak budować napięcie. W sposób inteligentny rozpisuje konflikty pomiędzy postaciami i nie czyni ich oczywistymi. Widzom pozwala przyjrzeć się z bliska szkoleniu wojskowemu, niekiedy naprawdę ciężkiemu, wręcz brutalnemu, dorzuca do tego trochę humoru i kapkę melodramatu. Chyba za bardzo zajmuje się polityką, co widać zwłaszcza z perspektywy czasu – bo dziś film wywołuje większe kontrowersje niż tuż po premierze. I to niekoniecznie za sprawą oscarowych wybryków Willa Smitha.

Właśnie, po premierze. Otóż po premierze – kiedy już wszyscy przyzwyczaili się do fryzury Moore – toczyły się rachityczne dyskusje o roli kobiet w armii. Jedni uznali film G.I. Jane za feministyczny, wręcz propagandowy, usiłujący zaprzeczyć oczywistym różnicom pomiędzy płciami. Inni upierali się, że takie podejście jest fałszywe, ponieważ istnieją jednostki przeczące owej tezie. Do dziś serwisy chrześcijańskie (choćby polska KulturaDobra) traktują obraz jako dowód na wynaturzenie, jakim jest służba wojskowa kobiet. Z kolei te feministyczne uważają go za głośny i co najważniejsze emocjonalny głos za równością płci.

A widz na szczęście może w tej kwestii zadecydować sam. Chociaż pytanie, czemu ma decydować w kwestii innych ludzi. Nie lepiej, żeby w swojej sprawie decydowały kobiety? Nihil de nobis sine nobis, jak głosiły statuty nieszawskie… Zresztą sporo się od premiery G.I. Jane zmieniło.

Zobacz, jeśli:
– Lubisz filmy Scotta
– Ciekawi cię kwestia służby wojskowej kobiet

Odpuść sobie, jeśli:
– Masz uczulenie na feminizm
– Nie lubisz Demi Moore

Michał Zacharzewski

G.I. Jane, 1997, reż. Ridley Scott, wyst. Demi Moore, Viggo Mortensen, Anne Bancroft, Jason Beghe, Lucinda Jenney, Scott Wilson, Morris Chestnut, Josh Hopkins, David Warshofsky, Jack Gwaltney, Neal Jones, Donn Swaby, Stephen Mendillo, Gregg Bello, Angel David, Stephen Ramsey, David Vadim, Boyd Kestner, John Michael Higgins, Kevin Gage, Susan Aston, Jim Caviezel, Arthur Max, Joseph Makkar, Dimitri Diatchenko, Diandra Newlin, Michael Wayne Thomas, Jimmy Star

Ocena: 6/10

Polub nas na FacebookuTikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.