Brudny Harry

Przełom lat 60. i 70. przyniósł brutalizację kina. W pogoni za realizmem i ekranową prawdą dawni uczciwi i szarmanccy bohaterowie zamienili się w twardzieli działających na granicy prawa. Widać to było w westernach, ale i filmach policyjnych. Produkcjach takich jak głośny Brudny Harry.

Psychopatyczny morderca o pseudonimie Skorpion zabija kobietę pływającą w basenie na dachu jednego z wieżowców w San Francisco. Zostawia za sobą notatkę, w której prosi o 100 tysięcy dolarów, w przeciwnym razie będzie dalej zabijał. Wiadomość znajduje inspektor Harry Callahan (Clint Eastwood 15.17 do Paryża), który prowadzi śledztwo w sprawie wcześniejszych jego morderstw. Chce dopaść drania, tymczasem burmistrz woli zapłacić okup.

To nie były łatwe czasy. Wojna w Wietnamie i związane z nią olbrzymie manifestacje, przemiany kulturowe związane z rosnącą rolą czarnych czy teorie spiskowe ciągnące się od śmierci Kennedy’ego skutecznie podważyły zaufanie Amerykanów do jakichkolwiek instytucji. Swoje robiła też prasa, która ulegała tabloidyzacji, dążyła za sensacją, wywoływała atmosferę zagrożenia. Kino musiało jakoś na to odpowiedzieć. Stąd zaczęło kreować twardych i sprawiedliwych. Ludzi takich jak Callahan. Gości skutecznych i nie patyczkujących się z mętami. Facetów, którzy najpierw strzelają, a potem pytają o imię.

Może dlatego zagadka kryminalna nie miała tu większego znaczenia. Twórców nie interesowało dochodzenie do rozwiązania, stąd nie ukrywali tożsamości mordercy. Skupili się na pogoni Callahana i w oparciu o to budowali napięcie. Brutalność policji zrównywali przy tym z jej skutecznością, jakby sugerując, że władza może stać ponad prawem. Dokładnie tak jak szeryfowie z Dzikiego Zachodu, którzy nie zawsze mieli ochotę ciągnąć bandytów przed sąd.

Brudny Harry nie powstałby jednak, gdyby nie Zodiak, słynny morderca, który dwa lata wcześniej grasował w mieście. Zainteresowanie mediów było olbrzymie, sprawą fascynowali się też zwykli ludzie. Film Siegela nie opowiadał jego historii, ale był nią mocno inspirowany. Jednocześnie stanowił hołd złożony policjantom poległym na służbie. Doczekał się kilku kontynuacji, wylansował magnum 44, pomógł w karierze Eastwoodowi, wniósł do języka parę ciekawych powiedzonek (ze słynnym Do I feel lucky? Well, do ya, punk?). Przede wszystkim jednak był dobrym filmem, uczciwie traktującym widza. Uciekającym od banałów.

Zobacz, jeśli:
– Nie znasz
– Lubisz kino policyjne
– Cenisz Eastwooda

Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz brutalności policji
– Nie przepadasz za leciwymi produkcjami

Michał Zacharzewski

Brudny Harry, Dirty Harry, 1971, reż. Don Siegel, wyst. Clint Eastwood, Reni Santoni, Harry Guardino, Andrew Robinson, John Mitchum, John Larch, John Vernon, Mae Mercer, Lyn Edgington, Ruth Kobart, Woodrow Parfrey, William Paterson, Josef Sommer, Don Siegel, Bill Couch, Angela Paton, Victor Paul, Richard Lawson

Ocena: 8/10

Polub nas na FacebookuTikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.

4 uwagi do wpisu “Brudny Harry

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.