
Kasabian to brytyjski zespół elektro-rockowy, który od 1997 roku stopniowo podbija światowe sceny. Szczyt swojej kariery osiągnął w drugiej dekadzie XXI wieku, zdobywając wiele prestiżowych nagród, między innymi za doskonale zagrane koncerty. Pochodzący z 2022 roku album The Alchemist’s Euphoria ukazał się po pięcioletniej przerwie. Miał być epicki, a zarazem osobisty. Jak wyszło?
A wyszło przeciętnie. To niezły album, mający kilka dobrych momentów, ale nie zawiera żadnej piosenki, która mogłaby dołączyć do największych przebojów zespołu. Sergio Pizzorno, Chris Edwards, Ian Matthews i Tim Carter zdecydowali się rozpocząć pierwszy utwór, Alchemist, od szumu morza. Kompozycja nie pozostawia wątpliwości: zastępujący Toma Meighana w roli głównego wokalisty Pizzorno nie jest może wybitny, ale wie, jak należy śpiewać w Kasabian. Również singlowy Sciptvre z charakterystyczną, rapowaną zwrotką wypada przyzwoicie.
Melodyjny, balladowy The Wall zaskakuje spokojem, Alygatyr popowym klimatem przywołującym chwilami na myśl niektóre kawałki T. Love. Spory potencjał ma też Chemicals, dynamiczny, przebojowy, niemalże punkrockowy, TUE (the ultraview effect) i Stargazr zaś nieco kosmiczne. Niespełna minutowe ae space i ae sea stanowią miłe przerywniki, chwilę oddechu między kolejnymi kompozycjami.
The Alchemist’s Euphoria jest jednak dość generyczny. Mało przebojowy i niezbyt wyrazisty. Mniej agresywny. Wypełniony aż po brzegi niezłymi kompozycjami, które przez to, że są pozbawione pazura, oczarują głównie fanów Kasabian. Wolę wcześniejsze albumy, choć nie jest to wina nowego wokalisty. Po prostu tej płycie czegoś brakuje. Szkoda.
Fifi
Kasabian – The Alchemist’s Euphoria
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.
Jedna uwaga do wpisu “Kasabian – The Alchemist’s Euphoria”