
Iggy Pop jest legendą muzyki rockowej. Facet ma dziś 75 lat, na koncie kilkadziesiąt przebojów i miano „ojca chrzestnego punku”. Surowego, prymitywnego rocka grywał już po koniec lat 60. Płyta Every Loser, która ukazała się w 2023 roku, to naprawdę porządne wydawnictwo, na którym nie czuć imponującego wieku wokalisty.
Zaczyna się bowiem od energetycznego, dynamicznego Frenzy, hałaśliwego, wpadającego w ucho, porządnego rockowego grania. To jeden z tych utworów, które na koncertach porywają tłumy. Kolejne utwory są już nieco spokojniejsze, choćby rozpoczynający się od mówionej inwokacji New Atlantis, stanowiący hołd dla Miami, ukochanego miasta artysty. Modern Day Rip Off również ma swoją dynamikę, nawet jeśli Iggy Pop przypomina w nim, że nie może już bawić się jak dawniej.
Utwory pasują do siebie, choć utrzymane są w różnych klimatach i pokazują różne twarze artysty, od steranego życiem punkowca po rockandrollowego wariata czy wręcz nastawionego filozoficznie barda. Gdzieniegdzie wkrada się również próba spojrzenia w przeszłość, podsumowania dorobku bądź krytycznego spojrzenia na naszą rzeczywistość. Króciutki Neo Punk poświęcony jest temu, że niegdysiejsza muzyka buntu obróciła się dziś w celebrycką, przewidywalną i ugrzecznioną modę.
Często mam tak, że do nowych albumów muszę się przyzwyczaić. Przesłuchać je kilka razy, by je polubić, by wybrać te utwory, które mi się podobają. Every Loser podszedł mi właściwie od razu. Już przy pierwszym przesłuchaniu byłem w stanie dodać niektóre utwory do „ulubionych”. Zastanawiam się, z czego to wynika. Możliwe, że z pewnej przewidywalności i trzymania się konwencji. Ale skoro mi to odpowiada – nie mogę się czepiać.
Joel
Iggy Pop, Every Loser
Polub nas na Facebooku.