
Całe moje pokolenie jeździło rowerami Wigry 3. Dopiero w drugiej połowie lat 90. Polskę zalały inne marki, głównie chińskie, ale też zachodnie, znane do dziś. W Wielkiej Brytanii z kolei przez niemal cały XX wiek królował sprzęt firmy Raleigh, u nas praktycznie rzecz biorąc nieznany. Dokument BBC Pedalling Dreams: The Raleigh Story przypomina ten sprzęt i w ciekawy sposób opowiada historię firmy.
Firma Raleigh powstała w 1885 roku w przy Raleigh Street w Nottingham. Był to jeden z wielu niewielkich, wręcz garażowych zakładów, w których składano zyskujące coraz większą popularność dwukołowe wehikuły. Dwa lata później przedsiębiorstwo zatrudniało już sześciu ludzi i produkowało zawrotną liczbę trzech rowerów tygodniowo, dając na nie dożywotnią gwarancję. Jeden z nich pojawił się nawet na wystawie sklepowej w Londynie, gdzie zobaczył go niejaki Frank Bowden. Zachwycił się zwłaszcza nowym rozwiązaniem, prostą przerzutką pozwalającą wybrać jeden z trzech dostępnych biegów. Wymagało to zatrzymania się i ręcznego przełożenia łańcucha, ale działało, i to jak!
W 1888 roku Bowden odwiedził zakład i postanowił w niego zainwestować. Został w firmie na długie lata, podobnie jak i jego potomkowie. To pod jego kierownictwem Raleigh zaczęło się gwałtownie rozwijać. Rosła sprzedaż, otwierały się kolejne zakłady, wprowadzono pełną automatyzację produkcji, a także stopniowo wykupowano konkurencję. Proponowano nowe rozwiązania – wielkim sukcesem okazały się na przykład rowery montowane z myślą o dzieciach, mniejsze, nieco lżejsze, ale w pełni funkcjonalne.
Już w XX wieku pojawiła się mocna konkurencja, tańsze o połowę rowery marki Hercules. Tańsze, bo zrobione z gorszej jakości części i mniej trwałych materiałów. Wojna światowa zapoczątkowała z kolei modę na składaki, które wojsko wykupowało tysiącami. W zubożałym społeczeństwie to jednak maszyny Herculesa cieszyły się wielką popularnością i Raleigh zmierzyło się z pierwszym dużym kryzysem w historii firmy. Drugi przyniosła kolejna wojna. W jej trakcie firma przerzuciła się na produkcję pocisków i sprzedaż rowerów stanowiła zaledwie 5%.
Pedalling Dreams: The Raleigh Story opowiada też o powojennych losach firmy. O rywalizacji z konkurencją, która przeniosła się ze sklepów na trasy najbardziej znanych wyścigów rowerowych, o pojawieniu się nowych, kultowych brandów takich jak przypominający Wigry 3 malutki Moulton, niezwykle popularny Chopper, ikoniczny Burner BMX. Także o nowinkach technicznych (dętki, przerzutki), oryginalnych metodach marketingowych (jazdy próbne, leasing), wreszcie kolejnych kryzysach, które pojawiały się choćby wraz z popularyzacją samochodów czy tanich, chińskich marek.
Sam film jest dobrze zrobiony. Obfituje w materiały archiwalne, zwłaszcza fragmenty filmów i reklam sprzed lat, a także ciekawe wywiady z ludźmi, którzy otarli się o Raleigh. Stąd opowiada wiele zarówno o rowerach, jak i o czasach, w których firma działała. O pasjach ludzi, modach, stylu życia. To kolejny powód, dla którego warto obejrzeć Pedalling Dreams: The Raleigh Story.
Zobacz, jeśli:
– Interesujesz się rowerami
– Lubisz dokumenty
Odpuść sobie, jeśli:
– Uważasz, że jednoślady są dla wariatów i aktywistów
– Samo słowo pedałowanie źle ci się kojarzy
Michał Zacharzewski
Pedalling Dreams: The Raleigh Story, 2017, reż. Steve Humphries
Ocena: 7/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.