Książkę przeczytałem dwa tygodnie temu i dziś – siadając do napisania tego tekstu – kompletnie już nie pamiętałem jej fabuły. Nie dlatego, że Wampir jest zły. To przyjemne czytadło, które szybko się kartkuje. Problem w tym, że to właśnie czytadło. Książka pozbawiona spektakularnych scen, głębszych treści czy tak zwanego przekazu. Doskonały zabijacz czasu na dłuższą bądź krótkszą podróż, ale… rzecz do zapomnienia.
Mateusz studiował socjologię, bo nie dostał się na informatykę. Chciał przenieść się tam za rok. Chciał też zwiedzić świat, znów się zakochać. Miał tylko dwadzieścia lat. W maju wszedł na dach jednego z gliwickich „wieżowców” i skoczył. Zginął na miejscu. Choć nie zostawił listu pożegnalnego, policja nie miała wątpliwości, że to samobójstwo. Jego matka nie chciała tego zaakceptować. Dlatego właśnie wynajęła prywatnego detektywa, Dawida Wolskiego.
Mam problem z tym Dawidem, choć wiem, że wielu czytelnikom się podoba. Uważają go za oryginalnego, innego niż większość sztampowych powieściowych śledczych. Dawid jest leniem, szują, cwaniakiem, niezbyt inteligentnym kolesiem lubiącym pakować się w kłopoty. Wdaje się w romans z żoną chorobliwie zazdrosnego klienta, którą ma śledzić, i której w sumie nie cierpi. Sprawę Mateusza długo rozwiązuje po łebkach, drażni swoim zachowaniem, a niekiedy ewidentnie przegina (patrz pomysły na „wykorzystanie” mocno nieletniej prostytutki).
Ciut brakowało mi też Gliwic. Wampir nie pozwoli wam ich poznać. Parę klubów i parę przeciętnych, niezbyt dobrze opisanych osiedli to zdecydowanie zbyt mało, by potraktować powieść jako przewodnik po tym mieście. Zdecydowanie wolę inne książki Chmielarza, choćby Farmę lalek czy Przejęcie. Mimo to sięgnę pewnie po drugą powieść cyklu, zatytułowaną Zombie. Zwłaszcza że Wolski poszedł w odstawkę, ustępując pola prokuratorowi Górnikowi.
Joel
Wampir
Autor: Wojciech Chmielarz
Wydawnictwo: Wojciech Chmielarz
Polub nas na Facebooku.