Po Dzwonniku z Norte Dame dział animacji Disneya sięgnął po Herkulesa, klasyczną opowieść rodem z greckich mitów. Nie był to oczywisty wybór. W 1992 roku, kiedy zapadały kluczowe decyzje dotyczące tej właśnie produkcji, scenarzystom marzyła się animowana parodia superprodukcji z czasów Złotej Ery Hollywood. Pod wpływem sukcesu Pięknej i Bestii dorzucono wątek miłosny i piosenki, pod wpływem Aladyn zaś dorzucono sekwencje akcji. Końcowy efekt tylko w niewielkim stopniu przypominał pierwotne plany. Z korzyścią dla samego filmu.
Hades postanowił zrzucić Zeusa z tronu i swoją szansę widział w uwolnieniu potężnych Tytanów. Najpierw jednak musiał ubić syna Zeusa, niejakiego Herkulesa, który według przepowiedni miał mu pokrzyżować plany. Morderstwo zlecił dwóm nieporadnym impom, Bólowi i Panikowi. Ci zaś trochę pokpili sprawę. Niby pozbawili Herkulesa nieśmiertelności, ale nie zdołali odebrać mu nadludzkiej siły. Chłopak wylądował o dwójki zwykłych chłopów i tam wyrósł na mężnego, choć trochę niezbyt roztropnego osiłka…
Oczywiście w pewnym momencie Herki pozna swoje dzieciństwo, zakasze rękawy i weźmie się do roboty. To typowa disnejowska animacja, więc nie obejdzie się bez miłości, piosenek, małego stworka będącego źródłem żartów, wreszcie przesłania mówiącego o poszukiwaniu swojego miejsca na świecie. Schematy nie przeszkadzają jednak, gdyż Herkules to produkt na wysokim poziomie. Przyzwoicie zaanimowany (może nie tak efektownie jak Piękna i Bestia, ale ciekawiej pod względem koncepcyjnym), ładnie zaśpiewany (nominacja do Oskara za „Go the Distance”), wreszcie bardzo dobrze przetłumaczony na język polski.
Jednocześnie Herkules jest jednym z tych filmów, w których najlepiej widać sposób, w jaki Disney kalkulował. Tu każdy element był starannie przemyślany, zaakceptowany przez księgowych i zbadany na grupie testowej. Postmodernizm w modzie? Proszę bardzo, są współczesne stawki. Rośnie popularność celebrytów? Proszę bardzo, poruszymy temat sławy. To żadna wada, a jedynie okazja na zrozumienie, na jakich podwalinach Disney zbudował swój współczesny sukces.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz animacje Disneya
– Zastanawiasz się, kim byłby Pudzian w starożytnej Grecji
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie lubisz filmów z dużą ilością piosenek
– Liczysz na graficzne fajerwerki
Michał Zacharzewski
Herkules, Hercules, 1997, reż. John Musker, Ron Clements
Ocena: 7/10
Polub nas na Facebooku.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.
Jedna uwaga do wpisu “Herkules (1997)”