Sing

zdalaAmerykańscy filmowcy odkryli receptę na udaną kreskówkę. Wystarczy pokazać bandę słodziutkich zwierzątek i przedstawić ją w kilku zabawnych, ludzkich sytuacjach, by widzowie tłumnie walili do kin. Zwierzogród czy Sekretne życie zwierzaków domowych sprawdziły się w zeszłym roku. Sing kontynuuje ów trend w tym roku, tylko… czy rzeczywiście te zwierzaki są takie miłe?

Bohaterem filmu jest ohydny kapitalista, pan Koala. Jego ojciec całymi latami tyrał w myjni samochodowej, by sfinansować wielkie marzenie syna o własnym teatrze. Niestety, junior roztrwonił cały jego dorobek. Serią kompletnie nietrafionych decyzji doprowadził instytucję na krawędź upadku. Narobił długów w banku, których nie zamierza spłacać i niczym klasyczny oszust ukrywa się przed windykatorami, prąd kradnie sąsiadowi, nie płaci też swoim pracownikom, którzy doprowadzeni do ostateczności organizują protest pod jego biurem.

Koala tym jednak różni od szefów Almy czy Inpostu (przepraszam – Bezpiecznego listu), że wciąż wierzy w swój teatr i… podejmuje kolejną próbę uratowania go. Oczywiście za pomocą oszustwa. Misiak ogłasza konkurs wokalny i wyznacza nagrodę w wysokości tysiąca dolarów, która na skutek błędu półślepej sekretarki zamienia się w sumę stukrotnie wyższą. Futrzak nie koryguje tego. Nic dziwnego, że budynek szturmują kolejne domorosłe talenty. Z pomocą tych najlepszych Koala zamierza wystawić niezwykłe show muzyczne i podbić serca widzów. Uratować teatr. Nie wie, że jego wybrańcy mają swoje, niekiedy bardzo poważne problemy. Jak każdy ohydny kapitalista, zupełnie się tym nie interesuje…

Jasne, mocno wyolbrzymiam. Większość widzów dostrzeże w Sing uroczą bajkę muzyczną z kilkoma dobrymi żartami, szybką akcją oraz masą piosenek w języku angielskim (tylko kilka z nich przetłumaczono). Jednak tak jak Angry Birds Film można było interpretować w kontekście imigrantów, tak Sing prosi się o taką właśnie kapitalistyczną analizę. Zresztą mało jest w tym filmie naprawdę sympatycznych zwierzątek. Takich, którym można by z czystym sumieniem kibicować. Bo czy sympatyczny jest goryl należący do niebezpiecznego gangu? Albo sztywna świnka-mamuśka zostawiająca swoją dwudziestkę dzieci pod opieką maszyn? Albo kombinator i złodziej mysz, chorobliwie nieśmiała słonica czy wiecznie wkurzona jeżozwierzyca?

Poza tym nie bardzo wiadomo, dla kogo przeznaczony jest film. Starsi widzowie mogą nudzić się przez jego pierwszą połowę, pozbawioną szybkiego tempa oraz naprawdę trafionych dowcipów. Dialogi są ugrzecznione, a dowcipy mało oryginalne, bazujące na slapsticku bądź prostych skojarzeniach ze znanymi filmami czy artystami. Bardziej złożonych aluzji czy dwuznaczności ze świecą szukać! Dzieci będą natomiast świetnie się bawić aż do finału, na który składa się kilka kolejnych piosenek. Wtedy zaczną ziewać, a dorośli… wreszcie uśmiechną się od ucha do ucha. Bądź co bądź usłyszą utwory Franka Sinatry, Johna Legenda czy Beyonce. Tylko czy na pewno warto na nie tyle czekać?

Michał Zacharzewski

Sing, reż. Garth Jennings

Ocena: 5,5/10

Polub nas na Facebooku!
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk

Jedna uwaga do wpisu “Sing

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.