
Lubię te animacje, które nie są tylko i wyłącznie serią spiętych wtórną fabułką gagów, okraszonych prostym morałem w stylu bądź dobry dla innych, miej przyjaciół, wierz w siebie. Dziki robot należy do takich produkcji. Jest nie tylko piękny, ale i mądry oraz dość niestandardowy.
Morze wyrzuca na brzeg całkiem sporej wyspy kontenery z robotami firmy Universal Dynamics, najnowszymi asystentami życia codziennego. Większość z nich jest zniszczona, ale jeden jakimś cudem aktywuje się i wyrusza na poszukiwanie swojego nowego właściciela. A może raczej zadania. Problem w tym, że natyka się jedynie na zwierzęta, których nie bardzo rozumie. A one nie rozumieją go.
Autorzy scenariusza świetnie sobie poradzili z tą historią. Pozwolili robotowi nauczyć się języka zwierzęcego i w ten sposób wprowadzili do Dzikiego robota dialogi. Potem zaś dorzucili do pieca niezawinioną tragedią, do której bohaterka (bo to robocica imieniem Roz) się przyłożyła. Jej ofiarą padła rodzina gęsi, a przeżyło jedynie pisklę w jajku. I to właśnie ono stało się zadaniem maszyny.
Dziki robot bywa zabawny i ma całkiem niezłe gagi, ale to przede wszystkim film o macierzyństwie. O odpowiedzialności, poświęceniu, wyciu wzorem, problemie opuszczonego gniazda. To także efektowna parafraza Robinsona Crusoe, idealistyczna baja o pokoju i braku agresji, wreszcie próba spojrzenia na sztuczną inteligencję. Tematów do dyskusji po seansie jest mnóstwo. Dlaczego to właśnie samotnik Kapuś zaprzyjaźnił się z bohaterką? Czy maszynę można nauczyć czuć? Czy miłość matki jest bezwarunkowa? No właśnie…
Zobacz, jeśli:
– Lubisz dobre animacje
– Ciekawi cię problematyka filmu
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie cierpisz produkcji dla dzieci
– Masz uczulenie na myślenie w kinie
Michał Zacharzewski
Dziki robot, The Wild Robot, 2024, reż. Chris Sanders
Ocena: 8/10
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.