
Choć polscy skoczkowie narciarscy zaliczyli w tym sezonie zaskakujący i kompletnie niezrozumiały regres, który może przełożyć się na wieloletni upadek tej dyscypliny, Ski Jump Challenge wciąż cieszy się sporym zainteresowaniem. To przyjemna dla oka gra narciarska, kolejny z konkurentów słynnego i sędziwego Deluxe Ski Jump.
Twórcy nie wymyślili niczego nowego. Ot, pozwalają grającemu brać udział w serii imprez narciarskich rozrzuconych po wielu różnych krajach i skoczniach różnych rozmiarów. Te rozmiary mają swoje znaczenie, bo przekładają się na długość najazdu czy kształt progu, a także osiągane wyniki. Choć przełożenie to nie jest łatwe. Jednym skacze się lepiej na niedużych skoczniach, innym na tych długich. Jak w życiu.
W Ski Jump Challenge, podobnie jak w innych grach, najważniejsze jest samo skakanie. Po rozpoczęciu najazdu zawodnik zaczyna sunąć w dół i w odpowiednim momencie gracz musi kazać mu skoczyć (stukając w przeciwne boki ekranu). Oczywiście nie za wcześnie i nie za późno. Potem, już w locie, trzeba ułożyć zawodnika w odpowiedniej pozycji, zapewniającej mu długie szybowanie, wręcz wylądować. I znów – nie za wcześnie i nie za późno. Potem już tylko statystyki, miejsca w stawce, kolejne fazy zawodów i tyle.
Przyjemnie się skacze, nie przeczę, ale dopiero wtedy, kiedy człowiek nauczy się skakania. Bo wcześniej Ski Jump Challenge rodzi frustrację. Ludzie odbijają się od tej gry, nie mogąc opanować mechanizmu bądź popełniając co chwila proste błędy. Faktycznie, nie jest to łatwa produkcja, ale potrafi dać satysfakcję… albo zniechęcić pojawiającymi się zbyt często reklamami.
Fifi
Ski Jump Challenge, Simplicity Games, Tomasz Dyrak, Android, iOS
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.