Trwająca zaledwie sześć minut animacja Pearl nie wygląda najlepiej. Pod względem technicznym przypomina intro gry komputerowej z lat 90. Proste, wręcz siermiężne postacie, niezbyt ładnie ocieniowane tekstury, nieskomplikowane ruchy… jej atut kryje się gdzie indziej.
Metraż sprawia, że również sama historia nie zachwyca. Oto Pearl wraz z tatą wyrusza w podróż przez Stany Zjednoczone. Jadą starym samochodem, śpiewają piosenki, podziwiają widoki za oknem. I właściwie niewiele więcej się dzieje. Bo sporo tu rozgrywa się na płaszczyźnie emocji. Czuć bliskość bohaterów, zachodzące w nich przemiany, wreszcie ciepło, które promienieje z kadrów.
No właśnie, z kadrów. Owym atutem Pearl, który zapewnił filmowi miejsce w historii kina, jest technologia 360 stopni. Innymi słowy autor umieścił kamerę na siedzeniu pasażera, ale pozwolił widzowi obracać nią, i to w czasie rzeczywistym! Innymi słowy to widz decyduje, czy patrzy na bohaterów, zerka na drogę, czy też wygląda za okno, podziwiając krajobrazy. Nie jest to co prawda pierwszy film wykonany w tej technologii, ale pierwszy, który otrzymał nominację do Oscara!
Siłą rzeczy trochę ogranicza to jego dystrybucję. Pearl nie sprawdzi się w kinie, nie sprawdzi się też w telewizji. Warto go natomiast obejrzeć w internecie – być może tak będzie wyglądać przyszłość rozrywki. Piszę być może, bo w dniu premiery mówiło się, że ta technologia lada moment wejdzie do codziennego użytku. Minęło siedem lat i nic takiego się nie wydarzyło. I nie jest pewne, czy w ogóle się wydarzy.
Zobacz, jeśli:
– Lubisz krótkie animacje
– Ciekawią cię nowinki techniczne
Odpuść sobie, jeśli:
– Liczysz na rozbudowaną historię
– Nie lubisz piosenek w filmach
Michał Zacharzewski
Pearl, 2016, reż. Patrick Osborne
Ocena: 5,5/10
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.