
Juju tak naprawdę nazywa się Judith Wessendorf i urodziła się w Berlinie. Jej ojciec był Marokańczykiem, matka Niemką, ona sama zaś uchodzi za jedną z popularniejszych raperek. Na decyzję o takim kierunku kariery wpłynęła jej młodzieńcza fascynacja niemieckim rapem i muzykami takimi jak Bushido, Sido czy Aggro Berlin.
Początkowo występowała w kolektywie SXTN, a kiedy z niego odeszła, nagrała swój pierwszy solowy album, Bling Bling właśnie. To dwanaście utworów nagranych w języku niemieckim, opowiadając o życiu Berlina. Oczywiście nie chodzi o blichtr i politykę, ale te bardziej szemrane dzielnice, na których królują narkotyki, emigranci nie mają za wiele do roboty, ludzie są biedni, no i panuje moda na hipsterkę. Juju podchodzi do tego z ironicznym poczuciem humoru i ma całkiem fajne bity.
Parę utworów od razu wpada w ucho. Choćby Hardcore High czy Vermissen zagrane z gościnnym udziałem Henninga Maya. Co ciekawe, choć to uliczny rap, to jednocześnie bardzo melodyjny. Juju zwraca uwagę na powracające motywy, na refreny, na płynny i dobrze słyszalny przekaz. Nie znam zbyt dobrze języka niemieckiego, ale sporo z jej tekstów rozumiem, tymczasem niektórzy polscy raperzy tak bełkoczą, że nie jestem w stanie wychwycić wszystkich ich fraz. To właśnie ta różnica.
Juju jest też artystką wojującą. Ma nie po drodze z wieloma spasionymi niemieckimi raperami, którzy dawno już odeszli od swoich ideałów, nie przepada też za feministkami, stawiając na równość płci. W Live Bitch jest dynamiczna i przebojowa, w Sommer in Berlin odpowiednio gorąca. Efekt jest taki, że to po prostu przyjemna płyta. Nie sądziłem, że kiedyś to napiszę o niemieckim rapie.
Joel
Juju – Bling Bling
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.