
Volbeat ma tyle samo lat co XXI wiek i pochodzi z Danii. Gra ostrego rocka, heavy metal wsparty lekkim wokalem, melodyjnym, przebojowym, niekiedy również chórkami, choć zdaniem niektórych zbyt cukierkowymi. To ten sam casus co Siamese; po prostu niektórzy fani mocniejszego grania potrzebują też mocnego, dojrzałego wokalu, równie chropowatego co jazgot gitar.
Pochodząca z 2021 roku płyta Servant of the Mind, na tę chwilę ostatnia w dorobku zespołu, powstała dzięki pandemii. Rok wcześniej, w kwietniu i maju, zespół miał koncertować w Stanach Zjednoczonych. Miał już zaplanowaną trasę, sprzedane bilety, kiedy COVID-19 zamknął ludzi w domach i z hukiem zatrzasnął sale koncertowe. Volbeat postanowił wykorzystać ten czas na przygotowanie nowych piosenek. Nieco cięższych niż zazwyczaj, z większą dawką niepokoju w tekstach. W końcu nikt nie wiedział, co czeka świat.
Co znalazło się na płycie, dostępnej już na serwisach steamingowych w wersji Deluxe? Epicki Temple of Ekur, okraszony ciekawym riffem The Sacred Stones, mroczny Shotgun Blues. Do tego choćby singlowy Dagen Før z gościnnym udziałem Stine z Alphabeat (jest też wersja sygnowana nazwiskiem Michaela Voxa). Wait a Minute My Girl też wpada w ucho, podobnie jak zadziorny, wręcz punkowy The Passenger.
Fani będą zadowoleni. Nie-fani pewnie stwierdzą, że to wciąż Volbeat, że zespół w sumie niewiele się rozwija, wciąż gra podobną muzykę i wydaje się tym szczycić. Ale czy rzeczywiście to źle? Masa artystów gra od lat to samo i są za to chwaleni. Na Servant of the Mind znalazło się kilkanaście niezłych utworów. W sam raz do uzupełnienia playlisty.
Fifi
Volbeat – Servant of the Mind
Polub nas na Facebooku.