
Kiribati to niewielkie wyspiarskie państewko położone na południowym Pacyfiku. Jego mieszkańcy przez lata żyli w zgodzie z naturą. Uprawiali niewielkie poletka, łowili ryby, wytwarzali cukier palmowy, starali się nikomu nie szkodzić. Dziś coraz bardziej boją się o swoją przyszłość. Opowiada o tym dokument Kiribati: Tonący raj na południowym Pacyfiku.
Atole Kiribati może i są malownicze, za to niezbyt wysokie. Niektóre „wystają” zaledwie dwa metry ponad poziom morza, co przez lata nie stanowiło większego problemu. Teraz jednak coraz częściej zalewane są przez wodę. Stale podnoszący się poziom mórz sprawia, że sztormowe fale połykają olbrzymie połacie terenu. Niszczą domy, podtapiają pola i tym samym wyjaławiają ziemię, dostają się do studni i wód gruntowych. W wielu miejscach coraz trudniej o wodę pitną. A bez niej nie tylko nie ma co pić, ale nie ma też co jeść.
Ludzie próbują się bronić. Budują z koralowców mury, które mają ochraniać ich włości przed falami. Stale je powiększają, gdyż nie są to zbyt solidne konstrukcje, a na betonowe zasieki stać tylko najbogatszych. Rząd też niewiele może zrobić, gdyż nie należy do najbogatszych (Kiribati ma 120 tys. niezbyt majętnych obywateli). Wykupił już spore połacie ziemi na Fidżi, gdzie w razie całkowitego zalania atolu część miejscowych będzie mogła się przenieść. Prognozy naukowców mówią, że dojdzie do tego do 2050 roku.
Miejscowych taka perspektywa przeraża. Przenosiny oznaczają opuszczenie miejsca, z którym ich rodziny były związane od pokoleń, porzucenie dorobku życia, grobów bliskich, pewnie także kultury i języka. Dlatego próbują się bronić. W czynie społecznym sadzą na plażach drzewa namorzynowe mające chronić lądu oraz – wskutek zalewania pól – szukają nowych źródeł zarobku. Jednym z popularniejszych jest produkcja cukru palmowego z zagęszczonego soku palm daktylowych, który sprzedają później nawet za 5 euro za kilogram. Aby tyle wyprodukować, trzeba się jednak mocno namęczyć. Spożywanie go już doprowadziło do epidemii otyłości i cukrzycy na wyspie.
Jedni uciekają do przeludnionych miast, inni próbują wyjechać z Kiribati. Znalazł się nawet człowiek, który starał się w Nowej Zelandii o azyl. Uważał się za emigranta klimatycznego, jednak sąd nie znalazł dla niego zrozumienia. Kiribati: Tonący raj na południowym Pacyfiku pozwala widzom wysłuchać problemów miejscowych, zajrzeć do lokalnej szkoły podstawowej, zderzyć się z problemem zanieczyszczenia. Ciekawy temat. Świetnie pokazujący, cośmy z tą Ziemią zrobili.
Zobacz, jeśli:
– Interesujesz się ekologią
– Ciekawi cię Kiribati
Odpuść sobie, jeśli:
– Nie wierzysz w katastrofę klimatyczną
– Problemy ludzi z Pacyfiku kompletnie cię nie interesują
Michał Zacharzewski
Kiribati: Tonący raj na południowym Pacyfiku, Kiribati: a drowning paradise in the South Pacific, 2017 reż. Markus Henssler
Ocena: 6/10
Polub nas na Facebooku i Twitterze.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.