Pain of Salvation – Panther

Pain of Salvation to szwedzki zespół grający progresywny metal. I to dobry metal, nienawstawiony wyłącznie na hałas, zaopatrzony w melodię, ciekawe i zrozumiałe teksty, oryginalne i rozbudowane aranżacje. Grają od 1984 roku, a ściślej gra tak Daniel Gildenlöw, główny wokalista i gitarzysta, bo on jako jedyny łączy wszystkie składy. Z pewnością też jest spiritus movens tego projektu.

Na Panther składa się dziewięć utworów rozpisanych na ponad pięćdziesiąt minut muzyki. Łatwo się domyśleć, że to utwory długie i rozbudowane. Już otwierający album Accelerator trwa pięć i pół minuty, opowiada o problemach współczesnego społeczeństwa, ma efektowny rytm, elektroniczną podbudowę okraszoną gitarami, wreszcie niepokojący wokal (kojarzący się niektórym z dokonaniami Davida Bowiego). Unfuture zaczyna się z kolei od gitar, opowiadając o dystopicznej przyszłości.

Bardzo lubię balladowy Wait, który za sprawą pianina w prologu przypomina mi niektóre kompozycje polskiego Annalist. I choć wchodzi tu również autotune, to rockowe chórki robią wrażenie. Tytułowy Panther przynosi ciekawą narrację z przesłaniem „czuję się jak pantera uwięziona w świecie psów”. Całość wieńczy najdłuższy, trzynastominutowy Icon, mroczny, niepokojący, z fajnymi solówkami i odpowiednio wrażliwym wokalem.

Mnie płyta Pain of Salvation bardzo się podoba. Po prostu lubię taką muzykę, relaksuję się przy niej, wywołuje ona we mnie emocje. Żałuję więc, że zespół nie jest zbyt znany i w mojej banieczce uchodzi za anonimowy. Występy na festiwalach takich jak Ostrów Rock Festival to widać za mało…

Joel

Pain of Salvation, Panther

Polub nas na FacebookuTikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.