Eels – Extreme Witchcraft

Pierwsze minuty albumu Extreme Witchcraft zespołu Eels brzmią jak z lat 70. Tymczasem pochodzący z USA band powstał dwie dekady później, zaś płytę tę – czternastą w swoim dorobku – nagrał w szczycie pandemii. Współpracował przy niej z Johnem Parishem, z którym pracował już wcześniej przy Souljackerze.

Efektem jest fajne, gitarowe granie, melodyjne,  raczej konkretne i zdecydowane. Żadna z dwunastu piosenek nie przekracza czterech minut, są też takie, które nie dobijają do trzech. Jak choćby otwierający płytę Amateur Hour czy popularny Better Living Through Desperation. Wielu fanów ma również Strawberries & Popcorn, utwór łagodny, spokojny, może lekko melancholijny, ale bez wątpienia ciekawy.

Całej płycie bliżej jednak do Goodnight on Earth, przyjemnego gitarowego bangera, czy Steam Engine, który znów przywołuje klimaty lat 70., a nawet wcześniejsze, bo sporo tu z rockabilly. Uwagę zwraca rytmiczne, basowe Grandfather Clock Strikes Twelve czy The Magic, w której słychać fascynację glamem. To znów przeszłość rocka, ale jak najbardziej chwalebna, ciekawie zaaranżowana i przyjemna w odbiorze.

Extreme Witchcraft to granie w starym stylu, przemyślane, dobrze zaaranżowane, okraszone niegłupimi tekstami, w których warto się wsłuchać. Warto też bliżej poznać Eels, bo formacja Marka Olivera Everetta ma w swoim dorobku więcej dobrej muzyki. Fani Shreka wiedzą coś o tym, prawda?

PS. Tymczasem na polskiej Wikipedii można przeczytać potężny akapit o psie przygarniętym przez Everetta, natomiast sama historia zespołu kończy się na 2009 roku…

Joel

Eels, Extreme Witchcraft

Polub nas na FacebookuTikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.