
Panic! at the Disco chwilowo nie istnieje. Zespół rozwiązał się w 2023 roku po blisko dwudziestu latach grania, choć wierzę, że niczym Oasis wróci kiedyś na scenę. Swoje najlepsze chwile przeżywał jako zespół poprockowy, eksperymentował też z emo i electropopem. Często też zmieniał skład, a w ostatnich latach kariery ciągnął go już tylko wokalista Brendon Urie.
Jedną z przyczyn wybuchu popularności Panic! at the Disco była młodość jego członków. Kapela powstała w liceum i bardzo szybko przebiła się dzięki debiutanckiej płycie A Fever You Can’t Sweat Out. Tę zatytułowaną Death of a Bachelor nagrała dobrą dekadę później, już tylko z Urie w składzie. Album zaczyna się od przebojowego, choć nieco popowego Victorious. To utwór, w którym sporo się dzieje, są gitary, są chórki, jest zabawna dźwiękami. Podobnie wygląda zresztą Hallelujah. Ale już takie Emperor’s New Clothes jest mniej barokowe, choć swą rockowość zawdzięcza głównie wokalowi.
Tytułowy Death of a Bachelor zaskakuje swoją elegancką rodem z czasów Sinatry, sekwencjami trąbek w tle. Z kolei Crazy=Genius od początku przynosi szaleństwo sprzed lat i idealnie pasowałoby do musicali z lat 50, gdyby nie mocniejsze gitary pojawiające się w refrenie. A LA Devotee to już typowy rockowy kawałek z prostą linią melodyjną i zaśpiewanym wysokim głosem refrenem. W pamięć zapada oczywiście więcej utworów, od The Good, The Bad and The Dirty po Impossible Year.
Mnie ta płyta odpowiada. Owszem, jest poprockowa, może nawet chwilami zbyt popowa jak dla fanów rocka, ale bardzo przebojowa, z melodyjnymi, tanecznymi kompozycjami, które wpadają w ucho. Każdy z nich to potencjalny przebój, fajnie zagrany, świetnie wyprodukowany, rozbudowany i pomyślany. Bardzo zdobny, z licznymi instrumentami i zmianami tempa. Kto lubi takie granie i kto pamięta Panic! At the Disco jeszcze z czasów A Fever You Can’t Sweat Out, z pewnością polubi ten materiał.
Joel
Panic! At the Disco, Death of a Bachelor
Polub nas na Facebooku, TikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.