Druzgotor – Curdled Flesh

Lubię takie historie. Zespół Druzgotor powstał w 2001 roku, kiedy tworzące go chłopaki były jeszcze względnie młode i ambitne, a przede wszystkim chciały się bawić w muzykę. Wydały nawet demo, potem album live zatytułowany dość ostrożnie Oko Demona. Wreszcie dopadło ich życie, wycofali się, przygaśli, ale „na starość” wrócili. Odkopali swoją dawną pasję, znów zaczęli grać. Stąd między innymi płyta Curdled Flesh.

Jednoznacznie ocenić tej muzyki się nie podejmuję, bo sporo różnych tropów muzycy wrzucili do kotła. Zupełnie jakby wszystkie swoje doświadczenia muzyczne – bądź co bądź lata słuchania – wpakowali w jeden zespół. Stąd to death metal zagrany z przymrużeniem oka i chętnie ocierający się o inne głośne gatunki, zagrany z punkową energią i posypany grindem. Jak choćby w energetycznym, skocznym Dzień zgasł, gdzie gitary łoją, ale są chórki w refrenie, growl, ale i recytacje. Grunt, że jest power.

Utwory zebrane na Curdled Flesh nagrane zostały po polsku bądź angielsku. Z tych pierwszych bez wątpienia wyróżnia się brutalny Idi na ch… komentujący sytuację na Ukrainie, a także ciekawy od strony muzycznej Inspektor Insekt i przezabawny Monk the Violator. Angielski jest tytułowy Curdled Flesh, taki black z fajnie pracującą perkusją, a także chociażby Fish Karate, które bardzo mocno atakuje aparat nerwowy słuchającego.

Mnie taki Druzgotor odpowiada. Słucham, odbieram przekaz, dobrze się bawię. Na koncertach pewnie wypada jeszcze lepiej. Materiał z Curdled Flesh jest bowiem zróżnicowany, energetyczny, zagrany z pomysłem, a każdy utwór jest inny. Warto dać szansę i posłuchać, a potem co najwyżej czepić się mnie, że promuję hałas. Mogę, bo się nie znam na tym.

Joel

Druzgotor, Curdled Flesh

Polub nas na FacebookuTikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.