Bush – Sixteen Stone

Bush powstał w 1992 roku w Wielkiej Brytanii i już dwa lata później został doceniony na całym świecie. Przyczyniła się do tego płyta Sixteen Stone, autentyczny bestseler wielokrotnie pokryty platyną. Zespołowi nigdy nie udało się powtórzyć tego sukcesu. Po dziesięciu latach grania chłopaki zerwały współpracę, by wrócić do niej w 2010 roku. Od tego czasu regularnie wydają albumy dobre, ale nie błyskotliwe.

Jaką muzykę gra Bush na Sixteen Stone? Cóż, brytyjską odmianę grunge’u, bardzo mocno zakorzenioną w klasyce z Seattle. Jedenaście piosenek z albumu wyróżnia się charakterystycznymi gitarowymi riffami i niekiedy również chórkami. W tekstach i w muzyce czuć należytą agresję. Pojawiają się też ballady, choćby Glycerine, które promowało tą płytę w muzycznych telewizjach i doczekało się nawet teledysku. Mam wrażenie, że to największy przebój zespołu.

Choć jednocześnie nie jedyny. Swoich fanów mają Everything Zen, Comedown, Machinehead czy Testosterone. W utworach tych na pierwszy plan wysuwają się gitary, często czuć też wyraźną linię basu, perkusja pracuje odpowiednio ciężko i jest to prawdziwa perkusja, a nie automat, który dziś coraz mocniej rozpycha się w świecie muzycznym. Tą naturalność Bush czuć na Sixteen Stone i to się dla mnie liczy.

Oczywiście nie wszystkim album się spodoba. Niektórzy twierdzą, że jest zbyt ugrzeczniony i przebojowy, że to taki odpowiednik britpopu w świecie grunge’u. Inni narzekają na wtórność, że niewiele on wnosił do muzycznego świata. Nie do końca rozumiem te argumenty, ale przecież każdy ma prawo do własnego zdania. Dla mnie Bush gra spoko, a Sixteen Stone to udany album.

Joel

Bush, Sixteen Stone

Polub nas na FacebookuTikToku, BlueSky i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.