Brodka – Sadza

Sadza Moniki Brodki wygrała w plebiscycie na Płytę Roku Wyborczej. A przecież to EP-ka, mniej niż pół godziny muzyki. Widać na tyle dobrej, że przekonała ludzi, bo też przeszła zmianę. Wydawnictwo niby odwołuje się do wcześniejszego Brutu, a jednocześnie jest dużo skromniejsze, bardziej intymne, wciąż mocno metaforyczne, no i zaśpiewane po polsku.

To też ciekawa rzecz. Granda ukazała się dwanaście lat wcześniej. Późniejsze płyty wokalistka nagrała w języku angielskim, jakby liczyła, że podbije zachodnią scenę muzyczną swoimi art-popowymi hitami. Że wreszcie świat dostrzeże Polkę, że podąży śladami gwiazd z Niemiec czy Szwecji, których przecież na zachodnich scenach nie brakuje. Najwyraźniej nie udało się i albumem Sadza Brodka przyznaje się do tej porażki. Z korzyścią dla jej rodzimych fanów.

Bo dobrze się Sadzy słucha. Rozpoczynający album senny utwór Wpław jest opowieścią o zakochiwaniu się, tej euforii uczuć, która utrudnia dostrzeganie wad. Taka to zima to chyba trochę kontynuacja tej kompozycji, opowieść o przychodzącym rozczarowaniu, tytułowa Sadza jest o cyklach, a przecież kolejne piosenki to Utrata i opowiadająca o uczuciu Monika. W Hydroterapii z kolei pojawia się Zdechły Osa.

Za produkcję i tło muzyczne w rozmaitych miksach odpowiada na Sadzy niejaki 1988 z nieistniejącego już hiphopowego duetu Syny. Efekt jest ciekawy, przyjemny, wszystko ładnie się tu spina. Albumu naprawdę dobrze się słucha, a dostępna w streamingach wersja deluxe oferuje miksy Skalpela, Błazeja Króla czy schaftera, a także bonus track w postaci Jeziora szczęścia. Też godne uwagi!

Joel

Brodka, Sadza

Polub nas na FacebookuTikToku i Instagramie.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.