Saint City Orchestra – Chaos

Mam kumpla, który nazywa takie kapele ogniskowymi. Trochę ma w tym racji. Przecież to przy ogniskach grało się tradycyjne melodie folkowe, często szanty bądź przeróbki irlandzkich pieśni. I grało się je na klasycznych gitarach, tak bez prądu, bez żadnej elektroniki. To właśnie próbują robić Szwajcarzy z Saint City Orchestra.

Płyta Chaos przynosi oczywiście parę odstępstw od tej reguły. Przy ogniskach nie grało się na perkusji, rzadko kiedy pojawiał się akordeon. Był niby tamburyn, ale nieczęsto pojawiały się cztery wyćwiczone męskie głosy. A Saint City Orchestra to właśnie oferują. Już w otwierającym I’m Alright czuć tę Irlandię, szalony rytm, solówki na akordeonie, które automatycznie przywołują skojarzenia z klasykami x tamtego kraju, choćby The Pogues czy Dubliners.

Kolejne utwory są dość podobne. Dynamiczny Sticks and Stones ma mniej instrumentów, za to rockowy pazur, w którym aż się prosi o brzmienie gitar elektrycznych. Tych jednak nie ma, to wciąż unplugged. Za to zadziorny I’m a Punk ma chórki w refrenach i odpowiednio buntownicze przesłanie, typowe dla tego zespołu, który niektórzy nazywają folk-punkowym. Mr & Mrs przynosi z kolei wokalne wsparcie ze strony Madyx, czyli Michelle Blanchard. To jedyny gość na płycie.

Na Chaos pojawiają się klimaty morskie (Set Sail), wcale nie takie powolne ballady (A Conmans Greed), jest także jeden spory przebój radiowy (Saint City My Pride). A całość wieńczy skoczne That’s not the End, które końcem było tylko do wydania kolejnej płyty. Saint City Orchestra i oby grali dalej. Nie tylko w Szwajcarii, w której ostatnio sporadycznie koncertują.

Fifi

Saint City Orchestra, Chaos

Polub nas na FacebookuTikToku i Instagramie.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.