Blindead – Niewiosna

Gdybym tak po prostu napisał, że Blindead była grupą pochodzącą z Gdyni i grająca doom metal, pewnie niewielu z nas by się nią zainteresowało. W końcu kto słucha polskiego doomu? Garstka fanów i tyle. W rzeczywistości zespół miał znacznie szersze perspektywy, a jego ostatnia płyta – Niewiosna właśnie – pod względem atmosfery przypomina jakiś mroczny obrządek.

Na płycie pojawia się tylko pięć utworów, ale nie są to radiowe szorty. Otwierająca Niewiosnę Niewiosna trwa na przykład jedenaście minut. Ma mroczną, raczej spokojną muzykę, cichy szum płyty gramofonowej w tle, melorecytację przypominającą chwilami dokonania Świetlików. Klimatycznie ustawia się gdzieś na półce Godspeed You! Black Emperor, choć wydaje się nieco surowsza. Bardziej dosadna.

Niepowodzenie jest już krótsze, ledwie pięciominutowe, wciąż świetlikowe, ale wpadające w głowę za sprawą pulsującego rytmu w tle. Najdłuższy na płycie, trzynastominutowy Potwór się rodzi, okazuje się utworem mocniejszym, wyraźnie gitarowym, rozbudowanym, chwilami mocno industrialnym. Z kolei Ani lekkomyślnie, ani bezboleśnie pachnie industrailnym growlem, zaś wieńcząca dzieło Wiosna stanowi powrót do klimatów z otwierającej płyty kompozycji. To nastrój przede wszystkim.

Płyta powstała w chacie na Kaszubach, w otoczeniu pięknej przyrody i miejscowych, często pogańskich legend. Stąd właśnie ma klimat. Stąd może i bywa dziwaczna, ale czaruje. Oczywiście pod warunkiem, że słuchacz nie spodziewa się gitarowego łojenia i perkusji obsługiwanej przez małpę. Blindead to rzecz mroczna, negatywna, transowa, przepełniona zwątpieniem i smutkiem. Ale dzięki temu tak cudowna.

Joel

Blindead, Niewiosna

Polub nas na FacebookuTikToku i Instagramie.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.