Beyonce – Renaissance

To siódmy album Beyoncé. Ukazał się w 2022 roku i został ciepło przyjęty przez jej fanów. W sumie nic dziwnego – wokalistka od lat nie schodzi poniżej pewnego poziomu, a tu połączyła dance z lat 70 ze współczesną muzyką klubową i taneczną. Przygotowała kilkanaście utworów, z który każdy mógłby zostać przebojem.

Ważny jest tu również kontekst. Renaissance trafił do sklepów i na platformy streamingowe w ostatnich miesiącach pandemii. Spotykanie się w klubach wciąż nie wszędzie było łatwe, wspólne bawienie się w wielu krajach utrudniały mniej lub bardziej rygorystyczne przepisy. Tymczasem Beyoncé postanowiła przywołać ducha takich właśnie swobodnych imprez, spotkań i beztroski. W materiałach promujących album można było przeczytać, że chodzi o „bezpieczne miejsce bez oceniania, wolne od perfekcjonizmu i nadmiernego rozmyślania”. Ot, potrzebna nam wówczas beztroska.

Taki jest też pierwszy utwór I’m that girl. Lekki i przystępny, a jednocześnie pokazujący, że spora część kompozycji będzie autotematyczna. Stąd przecież w Alien Superstar pojawiają się wątki pozaziemskie, a w Heated przepych kojarzący się przecież z Beyoncé. Czasami jednak ustępuje on miejsca zwykłej zabawie, takiej aż po świt, choćby w Move, w którym udziela się Grace Jones, gwiazda lat 70. Inna sprawa, że sporo tu nawiązań do muzyki o dwie dekady młodszej, choćby Kelis czy Fugees.

Oczywiście można się czepiać, że Renaissance to produkt. Garść dobrze napisanych, nieskomplikowanych melodii tanecznych, zgrabne, ale nieporywające teksty. Ale czy to sensowny zarzut? Płyta powstała, by bawić. A skoro bawi, to spełnia swoje zadania. A o tym, czy przejdzie do historii, czy też zostanie uznana za jedną ze słabszych w dorobku Beyoncé, przekonamy się za dwie, trzy dekady.

Fifi

Beyonce, Renaissance

Polub nas na FacebookuTikToku i Instagramie.

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.