
Audioslave to nieistniejąca już dziś amerykańska grupa rockowa, w której występował wokalista i gitarzysta Soundgarden Chris Cornell oraz chłopaki z Rage Against The Machine: gitarzysta Tom Morello, basista Tim Commerford i perkusista Brad Wilk. To właśnie oni po odejściu z RATM Zacka de la Rochy szukali nowego wokalisty. Spotkali się z Cornellem i od razu zaiskrzyło.
A zaiskrzyło tak, jak na Audioslave, debiutanckiej płycie zespołu. Mocnej, bezkompromisowej, a jednocześnie na tyle melodyjnej, by zainteresowali się nią wszyscy fani rocka. Bombą jest na przykład Set it Off, brawurowo zagrany, świetnie zaśpiewany. Największym przebojem jest chyba Like a Stone, z mocnym refrenem. Według niektórych źródeł teksty na tej płycie zostały zainspirowane przez nagrania chrześcijańskich zespołów grunge’owych; rzeczywiście są tu filozoficzne wtręty.
Audioslave otwiera Cochise i powoli narastające tempo, jakże charakterystyczne dla RATM. Show Me How to Live i Gasoline pulsują energią, z kolei Bring Em Back Alive wydaje się nieco spokojniejsze. Perłą jest też Hypnotize, który na długo zapada w pamięć. Jest też balladowe I Am the Highway, choć żywy rytm perkusji raczej nie pomoże w zasypianiu.
Nie da się ukryć, że Audioslave było supergrupą. Przecież rzadko kiedy zdarza się, by wokalista niezwykle popularnego zespołu, prawdziwa gwiazda rocka, połączył swoje siły z zespołem, który kilka lat wcześniej nagrał genialny album, jedną z najważniejszych płyt lat 90. Jasne, były narzekania, bo to nie jest ani RATM, ani Soundgarden, a zupełnie inna kapela. Mniej psychodeliczna, mniej histeryczna, mniej wojująca. Ale czy to jakaś wada? Moim zdaniem nie.
Fifi
Audioslave – Audioslave
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.