W latach dziewięćdziesiątych IMAX nie mógł jeszcze liczyć na tak hojne wsparcie Hollywoodu. Bazował w znacznej części na własnych produkcjach, głównie przepięknie nakręconych, niespełna godzinnych filmach przyrodniczych. Alaska: Duch dzikiej przyrody to sztandarowy przykład tego typu kina. Nie gorszy niż Indie. Królestwo tygrysa, ale nie lepszy też od programów nadawanych w telewizjach przyrodniczych.
Tytuł w tym przypadku mówi wszystko. Kamera przenosi nas na czterdzieści minut na północne krańce Ameryki Północnej i pokazuje bezkresne, najczęściej zalesione krajobrazy. Wyłapuje wśród nich nie tylko monumentalne piękno drzew i krzewów, ale i podgląda zwierzęta. Niedźwiedzie kilku różnych gatunków, łosie, wilki, karibu, a nawet wieloryby. Potrafi skupić się na drobnych detalach, by po chwili zachwycić panoramą. Po takiej wycieczce człowiek ma wielką ochotę wybrać się na Alaskę. Szczerze.
Wielka szkoda, że towarzyszy temu skąpy komentarz w wykonaniu Charltona Hestona. Osobiście wolałby usłyszeć więcej faktów i ciekawostek, nauczyć się czegoś, a nie tylko ograniczać do podziwiania widoków i rzadkich wstawek mówionych, które w sumie niewiele wnoszą. Możliwe jednak, że jestem w tym odosobniony – w końcu wiele osób ogląda filmy przyrodnicze po to, by się odprężyć i zrelaksować. Im tekst mówiony może przeszkadzać.
Nie będę też ukrywał, że Alaska: Duch dzikiej przyrody swój urok ujawnia dopiero w kinach sieci IMAX. To dzięki wielkiemu ekranowi obraz sporo zyskuje. Na telewizorze, choćby naprawdę dużym, wygląda dokładnie tak samo jak każdy inny program przyrodniczy. Wystarczy włączyć jeden z wielu tego typu kanałów, by się o tym przekonać…
Zobacz, jeśli:
– Lubisz dokumenty przyrodnicze
– Kręci cię Alaska
Odpuść sobie, jeśli:
– Oczekujesz czegoś więcej niż zwykłego dokumentu przyrodniczego
– Lubisz dowiadywać się ciekawostek o oglądanych zwierzętach
Michał Zacharzewski
Alaska: Duch dzikiej przyrody, Alaska: Spirit of the Wild, 1998, reż. George Casey
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku!