
„Daj mordy, chłopie” brzmi pozytywnie. Ale już „Morda, szefie!” załapuje jednoznacznie negatywny wydźwięk i ma to swoje uzasadnienie. Karcianka pod tym właśnie tytułem polega na przygadaniu innym graczom. Oczywiście w sposób kreatywny, a nie chamski. A do tego zabawny.
Mnie gra przypomina trochę nieśmiertelny Dixit, w którym gracze dobierali obrazki do hasła, a potem głosowało się ten najlepszy. W Morda, szefie! sytuacja wygląda dość podobnie. W każdej rundzie jeden z graczy (a w zabawie może uczestniczyć od 3 do 12 osób) zostaje tytułowym szefem i pozostałym uczestnikom zabawy wręcza karty z tak zwanymi zaczepkami. Jak łatwo się domyśleć, to różnego typu niefajne sugestie, obelgi i groźby, czasami również suche żarty, które cechują wujowych przełożonych z pięcioosobowych korporacji.
Gracze mogą się bronić w sposób elokwentny, choć może niekoniecznie obraźliwy. Dysponują bowiem kartami odzywki. Wybierają ten, który nie tylko najlepiej pasuje do zaczepki przełożonego, ale również będzie w stanie rozbawić współgraczy. Oczywiście nie musi sugerować się wyłącznie tekstem, gdyż czasami lepiej jest dopasować swoją propozycję do osobowości aktualnego szefa. Koniec końców to on decyduje, który z jego licznych podwładnych wypadł najsłabiej i przydziela mu punkt pocieszenia. Z całą pewnością nie jest on dobry i należy unikać ich kolekcjonowania.
Morda, szefie! sprawdza się na imprezach i spotkaniach towarzyskich, wszędzie tam, gdzie sprawdzi się nieskomplikowana i niewymagająca myślenia pozycja. Z doświadczenia widzę, że po pewnym czasie gracze przechodzą na własne teksty lub zaczynają niesamowicie aktorzyć, co również wpływa pozytywnie na humory uczestników zabawy. I o to chodzi, bo przecież wygrana w tego typu karciance ma drugoplanowe znaczenie…
Fifi
Morda szefie!, Yues Hirschfeld, Fabien Bleuze
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.