
To jedna z tych gier, które na obrazkach i filmach wyglądają bardzo fajnie. Whiteout Survival ma przyjemne dla oka cut-scenki i pachnie na kilometr strategią, city-builderem. W praktyce jednak okazuje się kolejną produkcją, która prowadzi gracza za rączkę i nie pozwala podejmować zbyt wielu realnych decyzji.
Świat pogrążyła wieczna zima. Śnieg leży wszędzie, ludzie walczą o przeżycie. Grupka ludzi, jak się okazuje rodzina, przebija się na północ w poszukiwaniu schronienia. W końcu docierają do opuszczonego obozowiska. Kiedyś było tu spore palenisko, parę prostych budynków, ale wszystko obróciło się w ruinę. Trzeba to mozolnie odbudować, na szczęście w pobliżu nie brakuje drzew, a więc i drewna – podstawowego surowca tego świata.
Surowców jest oczywiście więcej, dość wspomnieć żywność czy węgiel, i przydziela się do nich odpowiednich ludzi. Zbierają, donoszą, rozwijają osadę. Po wybudowaniu kilku budynków nie rozbudowuje się już wioski, a raczej upgrade’uje posiadane włości. To wymaga surowców, ale pozwala pozyskiwać więcej surowców. Na co? Na kolejne upgrade’y, co wymaga surowców, ale pozwala pozyskać więcej surowców. I tak w kółko, w rytmie zadań podsuwanych przez twórców Whiteout Survival.
Gra sprowadza się do czekania. W Whiteout Survival czeka się na upgrade budynku, na zebranie odpowiedniej ilości surowców, itd. Do tego świata trzeba zaglądać często, ale na krótko. Zresztą sam do tego zachęca, podrzucając kolejne nagrody w zamian za regularne uruchamianie. Niektórych to wciąga. Ja w pewnym momencie się zwyczajnie znudziłem. Za mało tu atrakcji, a także swobody, by poczuć się królem tej zimnej rzeczywistości.
Joel
Whiteout Survival, Diandian Interactive Holding, iOS, Android, PC
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.