
Dokument Witajcie w życiu zrobił karierę dzięki sądowemu zakazowi. Na skutek protestu firmy Amway obraz trafił na kilkanaście lat na półkę i zaczął krążyć w drugim obiegu. Trudno powiedzieć, jakim zainteresowaniem się cieszył – pewnie większym niż na to zasługuje. Bo z dzisiejszej perspektywy to bardzo przeciętna produkcja.
Pewnie nie wszyscy pamiętają, czym był Amway, a przecież to jeden z symboli lat 90. Ta zachodnia firma weszła do Polski u zarania kapitalizmu, proponując niezbyt popularną wówczas sprzedaż bezpośrednią. Zwykli Kowalscy mogli zostać lokalnymi dystrybutorami jej produktów – głównie chemii, ale nie tylko – i sprzedawać je swoim znajomym, krewnym i sąsiadom. Mogli też wciągać ich do systemu i zyskiwać pewien procent od ich sprzedaży. Osoby, którym udało się stworzyć dużą sieć takich handlowców, czekały spore zarobki. W domyśle: miliony złotych.
Witajcie w życiu przypomina owe domowe spotkania, a także huczne imprezy organizowane dla najlepszych sprzedawców w największych polskich halach. Pokazuje metody działania trenerów, niby przypominające dzisiejszy coaching, ale jednocześnie straszliwie naiwne. Kandydatom na dystrybutorów wmawiano, że mogą zostać rekinami biznesu i w krótkim czasie wybudować dom bądź spędzić wakacje w tropikalnym raju.
Rozmówcy pojawiający się na ekranie to głównie autentyczni dystrybutorzy Amwaya. Ludzie wciąż żyjący jego amerykańskim snem, sprawiający chwilami wrażenie, jakby wyprano im mózgi. Oni wierzą w produkt, wierzą w lepszą przyszłość, wierzą w metody i w słowa lidera (w przekomiczny sposób tłumaczonego przez obecnego na sali tłumacza), ba, nawet hymn odśpiewują. W rzeczywistości prawdziwy sukces osiągnęła jedynie garstka z nich.
Dziś, w dobie spotkań, na których kupuje się garnki czy kołdry, sprzedaż bezpośrednia nie jest niczym oszałamiającym. Także szkolenia z filmu jakby mniej szokują, stanowiąc miks porad z wielu obecnych na rynku poradników z naiwnym bajdurzeniem coachów. Należy pamiętać, że Amway działał w innych, bardziej pierwotnych czasach. Stanowił nowość i pachniał Ameryką. Tym samym mógł pozwolić sobie na więcej, sprawniej omotać dystrybutorów. Obecnie nie odniósłby takiego sukcesu, choć przecież naiwności jako naród się nie wyzbyliśmy.
Zobacz, jeśli:
– Pamiętasz Amway
– Ciekawi cię pierwszy pokomunistyczny „półkownik”
Odpuść sobie, jeśli:
– Cenisz sprzedasz bezpośrednią
– Liczysz na głęboki dokument
Michał Zacharzewski
Witajcie w życiu, 1997, reż. Henryk Dederko
Ocena: 6/10
Polub nas na Facebooku, TikToku i Instagramie.
Polub nas w serwisie Media Krytyk.
Sprawdź dostępność na platformach filmowych i VOD.