Koty

Coś jest nie tak z tymi Kotami. Bardzo nie tak. I… chyba od początku biedaczki się buntowały. Już na etapie koncepcyjnym powinny odmówić współpracy. Przecież zwierzęta te przywiązują się do miejsc i nie lubią się przenosić. Powinny zostać tam, gdzie się urodziły. W teatrach muzycznych…

W kinie widz oczekuje fabuły. Choćby szczątkowej, ale jednak fabuły, jak w Chicago czy Mamma Mia. Tymczasem w Kotach fabuła leży i kwiczy. Na dobrą sprawę wcale jej nie ma. Oto w londyńskiej dzielnicy opanowanej przez Kocury pojawia się wyrzucona z domu Victoria (Francesca Hayward). Niemal od razu wzbudza zainteresowanie mieszkającego nieopodal Mefistofelesa (Laurie Davidson) i przyłącza się do jego bandy. Tej samej nocy ma się odbyć bal, podczas którego okoliczne koty zaprezentują swoje umiejętności taneczno-wokalne powszechnie szanowanej Starej Deuteronomii (Judi DenchCała prawda o Szekspirze, Powiernik królowej). Zwycięzca tego niezwykłego konkursu ma zyskać nowe życie…

Gdzieś w tle pojawia się jeszcze wątek złego Macavity (Idris ElbaHobbs i Shaw, Beasts of No Nation), który porywa uczestników konkursu, żeby mieć większe szanse na zwycięstwo (tylko po co mu wygrana, skoro dobrze sobie radzi w życiu?). Jego historia to taka zapchajdziura, która niewiele zmienia, za to uświadamia, że w Kotach nie ma niemal żadnych relacji pomiędzy bohaterami. Nic dziwnego: kompozytor Andrew Lloyd Webber wykorzystał wiersze T.S. Eliota z tomiku zatytułowanego „Old Possum’s Book of Practical Cats”. Wiersze naprawdę piękne, godne niezwykłej muzyki, jednak spójnej opowieści nie tworzą. W efekcie filmowi bliżej jest do talent shows niż konkurencyjnych musicali opowiadających jakieś historie.

Drugim problemem Kotów są wybory obsadowe. Reżyser Tom Hopper wepchnął na ekran każdego, kogo udało się mu złapać. Jest więc baletnica Francesca Hayward i duet taneczny Les Twins, ale też doświadczeni aktorzy (Judi Dench, Ian McKellen, Ray Winstone) i aktorzy młodzi (Laurie Davidson). Do tego gwiazdy muzyki pop (Jennifer Hudson, Jason Derulo i Taylor Swift) i specjalizująca się w wulgarnych komediach Rebel Wilson… Z tego miksu nie wychodzi nic dobrego. Jedni nie umieją tańczyć, drudzy śpiewać, a trzeci grać. W efekcie żadna z wymienionych gwiazd nie wykorzystuje pełni swojego potencjału.

Najgorszy jest zaś wygląd bohaterów. To, co w teatrze uchodzi za sprawą założonej umowności i odległości widowni od aktorów, w filmie wygląda tandetnie i ohydnie. Antropomorficzne koty z nie zawsze poprawnie wklejonymi twarzami aktorów i sztucznymi niekiedy ruchami (zwłaszcza przy trudniejszych ewolucjach) wypadają koszmarnie. Efekt dodatkowo pogarszają ich ludzkie dłonie i stopy, a niekiedy nawet buty. W poszczególnych scenach rozjeżdża się skala, wiele teł bije w oczy sztucznością i komputerami. Cóż z tego, że choreografia jest niezła, a scenografia chwilami zachwyca, skoro brakuje tu całej reszty. Panie Hooper, zostaw pan lepiej Koty w spokoju…

Zobacz, jeśli:
– Kochasz oryginał

Odpuść sobie, jeśli:
– Już zwiastun cię przeraził
– Masz w pamięci „Memory” Streisand
– Wierzysz, że Swift umie śpiewać zadziornie i seksownie

Michał Zacharzewski

Koty, Cats, 2019, reż. Tom Hooper, wyst. Francesca Hayward, Laurie Davidson, Robert Fairchild, Les Twins, James Corden, Judi Dench, Jason Derulo, Idris Elba, Ian McKellen, Taylor Swift, Rebel Wilson, Ray Winstone, Zizi Strallen, Jennifer Hudson

Ocena: 4/10

Polub nas na Facebooku.
Spis naszych recenzji na serwisie Media Krytyk.

6 uwag do wpisu “Koty

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.