W 1996 roku ten film mógł robić wrażenie. Komunizm dopiero co upadł, a już krajem zaczęły wstrząsać kolejne afery gospodarcze. Do władzy wrócili postkomuniści, w polityce zaczęło rządzić słowo „układ”, a w kinach królowały Psy i palenie akt. Opowieść o śmierci Stanisława Pyjasa, esbekach wciąż trzymających sztamę i nie pozwalających prawdzie wydostać się na wierzch z pewnością przyciągała miłośników kina zaangażowanego. Jak wygląda to dzisiaj?
Głównymi bohaterami Gier ulicznych są dwaj młodzi dziennikarze telewizyjni, Janek (Redbad Klynstra) i jego operator Witek (Robert Gonera). Kręcą sensacyjno-demaskatorskie materiały o byłych esbekach uwikłanych w nie do końca legalne interesy. Wszystko zmienia się, kiedy ktoś podrzuca im taśmę VHS, na którym oskarża jednego z senatorów o przyczynienie się do śmierci Pyjasa. Nazywa go kapusiem, gorliwym agentem o pseudonimie Ketman. Bohaterowie postanawiają przyjrzeć się bliżej sprawie, choć jednego ona tak do końca nie interesuje, drugi zaś ma w planach wyjazd do Amsterdamu.
Przedstawione w filmie metody pracy dziennikarskiej są naciągane i mało wiarygodne. Bohaterowie chodzą od osoby do osoby, każda z nich zaś – niechętnie – daje im cynk, do kogo pójść dalej. W ten sposób odsłaniają intrygę, która doprowadziła do śmierci Pyjasa. Intrygę będącą domniemaniem twórców i jak dotąd nie potwierdzoną przez żaden sąd. Z jednej strony irytują więc rzucane ot tak oskarżenia, z drugiej zaś ciekawi obraz zależności funkcjonujących po upadku komunizmu. Takich układów było sporo i sporo jest nawet i dziś.
Boli za to realizacja. Debiutujący na wielkim ekranie Redbad Klynstra gra równie fatalnie co w Smoleńsku, ograniczając się do jednej miny, serwowanego non-stop lekko ironicznego uśmieszku oraz tonu z reguły nie pasującego do sceny. Niewiele lepiej wypada Robert Gonera, nadrabiający na szczęście luzem i charyzmą. Reżyser stosuje niby nowoczesne zabiegi montażowe, zbliżenia, animowane ujęcia, ale robi to bez ładu i składu, w kompletnie przypadkowy sposób. Do tego dochodzi kiepski dźwięk i dialogi („Żeby cię pochłonęło!”, „Ale kanał!”, nazwiska typu Szybki, Pasieka, Rózga, Lepik). Gry uliczne są więc filmem niespójnym, irytującym, a jednocześnie intrygującym.
Zobacz, jeśli:
– Wierzysz, że wciąż rządzą nami esbecy i komuniści
– Jesteś przeciwnikiem „grubej kreski”
– Redbada Klynstrę uważasz za wielkiego aktora
Odpuść sobie, jeśli:
– Męczy cię polityka w kinie
– O siermiężnych latach 90. chcesz szybko zapomnieć
– Film Smoleńsk uważasz za narodową tragedię
Michał Zacharzewski
Gry uliczne, 1996, reż. Krzysztof Krauze, wyst. Redbad Klynstra, Robert Gonera, Andrzej Prewcigs, Jan Guntner, Marian Dziędziel, Bartosz Obuchowicz, Anemona Knut
Ocena: 5/10
Polub nas na Facebooku!
4 uwagi do wpisu “Gry uliczne”